Giuseppe Marzotto nie miał łatwego życia. Młody wówczas chłopak kochał motocykle z całego serca, jednak na przeszkodzie do spełnienia marzeń początkowo stał jego stanowczy ojciec. Głowa rodziny nie chciała bowiem, by nastoletni Giuseppe wiązał swoją przyszłość z motoryzacją. Chodziło oczywiście o ogromne niebezpieczeństwo wynikające z groźnych wypadków. Ponadto wpatrzeni jak w obrazek w bohatera naszego tekstu byli również młodsi bracia, którzy zapewne też chcieliby prędzej czy później spróbować sił w pojazdach napędzanych silnikami. Nikt nawet się nie zorientował. Startował pod innym nazwiskiem Pragnący wielkiej kariery Giuseppe dopiął jednak swego i postawił na dość nietypowy plan. Otóż w pierwszych oficjalnych zawodach postanowił startować ze zmienioną tożsamością, a że wtedy nikt nie przykładał ogromnej wagi do weryfikacji uczestników, to na paru listach startowych pojawił się Charlie Brown. Bardzo brytyjsko brzmiące nazwisko jak na Włocha, nie prawdaż? - To fikcyjne nazwisko widniało też na mojej licencji motocrossowej. Przez długie lata, i na żużlu, i na motocrossie startowałem właśnie pod tymi danymi - wyjawił w jednej z rozmów na łamach Speedway Stara (cytat za: pobandzie.com.pl). Wraz z biegiem czasu kariera Marzotto rozwijała się coraz bardziej. Nowy zawodnik w środowisku radził sobie tak dobrze, że szybko sięgnęli po niego Brytyjczycy, gdzie w latach siedemdziesiątych ścigali się najlepsi na świecie. Ponadto stał się on jedną z największych gwiazd w ojczyźnie. W Italii oczywiście speedway stał na dużo niższym poziomie, co nie zmieniło się zresztą do dziś. Marzotto często wykorzystywał fakt, iż jego rywale prezentowali kiepski poziom i aż pięć razy sięgał po złote medale indywidualnych mistrzostw Włoch. Ten ostatni wywalczył dokładnie czterdzieści lat temu. Jazda na Wyspach to z kolei zupełnie inna para kaloszy. Dla bohatera naszego tekstu szybko się zresztą zakończyła. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oglądając jeden z turniejów Marzotto uświadomił sobie, że w dyscyplinie chce zaistnieć też w nieco inny sposób - jako konstruktor silników. Pierwsze sztuki powstały jeszcze przed zakończeniem przez niego kariery i od razu było widać, iż mają one w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Nocował przy przejściu granicznym. To dało mu kopa do działania Początki w biznesie Włocha można śmiało określić jako trudne. Wszystkiemu winne okazały się formalności, czyli największa zmora przedsiębiorców po dziś dzień. - Po niezbędne części musiałem jeździć do Wielkiej Brytanii. Pewnego razu w drodze powrotnej na granicy z Włochami zatrzymał mnie strażnik, który nie pozwolił mi przejechać i kazał czekać na kontrolę w poniedziałek. Musiałem tam zostać. Przebiegła ona pomyślnie, ale te noce spędzone tam były po prostu okropne - mówił nie tak dawno w jednym z odcinków serialu "To jest żużel" produkcji Canal+. Od tego właśnie momentu w 1977 roku Giuseppe Marzotto postanowił nie jeździć już do innych krajów i rozpoczął produkcję wszystkich komponentów w ojczyźnie. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Konstruktor stopniowo zaczynał znaczyć coraz bardziej. Zaczęły ufać mu największe gwiazdy. Na silniku GM po złote medale indywidualnych mistrzostw świata sezon po sezonie sięgnęły dwie legendy - Egon Muller (1983) oraz Erik Gundersen (1984). Giuseppe Marzotto był wściekły. Tuner z Danii wykradł mu pomysł Znakomite osiągi spowodowały to, że w XXI wieku 79-latek na rynku stał się właściwe monopolistą. Jeszcze niedawno w cyklu Grand Prix dominowały czeskie Jawy, lecz wraz z biegiem czasu niemal wszyscy żużlowcy przesiedli się na GM-y, które tuningowane są przez specjalistów z całej Europy. Jeden z nich postanowił iść o krok za daleko, bo zdaniem Giuseppe Marzotto wykradł mu pomysł. Mowa o Flemmingu Graversenie z Danii. - To co on wyprawia, niszczy mnie od środka. Zerwałem z nim po tym wszystkim kontakt. Jeżeli ktoś ogląda zawody w telewizji, to trudno wskazać czy żużlowiec jedzie na moim silniku czy na tej wersji splagiatowanej. Zdecydowanie nie życzę sobie takich konkurentów. Wolę, żeby inni proponowali coś swojego - grzmiał we wcześniej wspomnianym serialu syn Giuseppe Marzotto, który odziedziczył pasję po ojcu i kontynuuje dziedzictwo. Włosi mogą być spokojni. Nowy silnik zbiera dobre recenzje Przyszłość marki zależy właśnie teraz głównie od Vittorio Marzotto. Jego najnowsze dzieło - GM NX testował w przeszłości Bartosz Zmarzlik. Trzykrotny mistrz świata był na nim szybki, co pokazywały czasy w pojedynczych wyścigach. To niewątpliwie dobry prognostyk na przyszłość i jednocześnie sygnał dla świata, że Włosi nie zamierzają kończyć z produkcją silników.