W siódmym wyścigu w Toruniu Sajfutdinow, podczas próby wyprzedzenia Adriana Miedzińskiego, zahaczył o bandę i w karkołomny sposób upadł na tor. Jadący na trzeciej pozycji Kamil Brzozowski nie miał już szans na ominięcie Rosjanina i przejechał po jego nogach, ale "wypuszczając" motocykl spod siebie ograniczył obrażenia rywala, chociaż sam też upadł na tor i mocno się potłukł. Pierwsze wieści mówiły, że Sajfutdinow złamał rękę w stawie łokciowym. Później zostały zdementowane, a informacje o stanie zdrowia zawodnika otoczono tajemnicą przez jego team. Przez kilka dni nie było wiadomo, czy będzie on mógł wystąpić w niedzielę w Częstochowie i dzień wcześniej w Grand Prix Słowenii. Ostatecznie w czwartek poinformowano, że kontuzja Rosjanina, wicelidera klasyfikacji generalnej Grand Prix, jest na tyle poważna, że nie wystartuje ani w Krsku, ani w Częstochowie. W oświadczeniu skierowanym do kibiców Sajfutdinow napisał m.in.: "Mam nadzieję, że Włókniarz będzie w finale, a ja będę w stanie rywalizować w ostatnim turnieju GP w Toruniu. Trzymam kciuki za Włókniarza i... do zobaczenia jak najszybciej". W składzie Włókniarza znaleźli się: Michael Jepsen Jensen, Rune Holta, Rafał Szombierski, Grigorij Łaguta oraz juniorzy Adam Strzelec i Artur Czaja. Z tej szóstki najwięcej obaw budzi forma Szombierskiego, który w Toruniu zdobył tylko dwa punkty, ale w rundzie zasadniczej z Unibaksem na częstochowskim torze wywalczył ich dziesięć. Forma pozostałych zawodników raczej nie budzi wątpliwości. Jepsen Jensen, oprócz dobrego występu w Toruniu w ubiegłym tygodniu, zdobył brązowy medal mistrzostw Danii, Łaguta odnotował bardzo dobry występ w lidze rosyjskiej, a Czaja zajął trzecie miejsce w indywidualnym finale Ligi Juniorów w Toruniu. W niedzielę na Stadionie SGP Arena Częstochowa spodziewany jest komplet widzów. W piątek bilety na mecz można było kupić już tylko w siedzibie Włókniarza oraz w jego sklepie klubowym w Galerii Jurajskiej. Przed 10 laty, gdy Włókniarz walczył z ówczesnym Apatorem o mistrzostwo Polski, na częstochowskim stadionie nie było wolnych miejsc, a częstochowianom do złota wystarczało nawet dwupunktowe zwycięstwo (wtedy obowiązywał inny regulamin - nie było rundy play off, a co za tym idzie półfinałów i finału). Ostatecznie Włókniarz wygrał 49:41. Teraz taki wynik - czyli doprowadzenie do remisu w dwumeczu - dałby częstochowianom awans do finału, gdyż po rundzie zasadniczej ekstraligi byli sklasyfikowani wyżej niż Unibax, bo na drugiej pozycji, podczas torunianie zajęli trzecie miejsce. Przed czterema laty, gdy obowiązywał nieco inny regulamin rundy finałowej (uczestniczyło w niej sześć drużyn), Unibax przystępował do niej z pierwszej pozycji, a Włókniarz z trzeciej i obie drużyny spotkały się - podobnie jak teraz - w półfinale. W pierwszym meczu w Częstochowie wygrał Włókniarz, ale tylko 46:44. W rewanżu torunianie zwyciężyli u siebie 51:39 i to oni awansowali do finału, w którym jednak dwukrotnie przegrali z Falubazem. Wtedy, tak jak i obecnie, trenerem częstochowskich żużlowców był Grzegorz Dzikowski, ale z zawodników, którzy wywalczyli wtedy brązowe medale we Włókniarzu nie ma już nikogo... Nastroje wśród częstochowian są bojowe i pełne optymizmu, chociaż wszyscy zdają sobie sprawę z klasy rywali. Działacze i trener Włókniarza, którzy po meczu w Toruniu mieli sporo pretensji do sędziego i Adriana Miedzińskiego, przed rewanżem starali się unikać publicznych wypowiedzi, by nie podgrzewać nastrojów kibiców, ale wszyscy deklarowali, że awans do finału jest w pełni realny, mimo ośmiopunktowej przewagi torunian. W rundzie zasadniczej w dwumeczu Unibax - Włókniarz lepsi byli częstochowianie, którzy w Toruniu zostali pokonani 50:40, ale w rewanżu wygrali 54:36.