Życie sportowca nie należy do najłatwiejszych, a w szczególności życie tych, którzy rywalizują w sportach motorowych. Dzień w dzień trzeba wylewać hektolitry potu, inwestować dużo pieniędzy w sprzęt, a w zdecydowanej większości przypadków niewiele z tego wynika. A przynajmniej mniej, niż powinno, patrząc na skalę poświęcenia dla danej dyscypliny. Mountain sfrustrowany niedocenieniem W takiej sytuacji jest właśnie Connor Mountain, który miniony sezon zalicza do jednego z bardziej udanych w swoim wykonaniu. Główne osiągnięcia? Przede wszystkim dwa srebrne medale na krajowym podwórku - jeden zdobyty w finale Premiership w barwach Sheffield Tigers, a drugi wywalczony w finale Championship w barwach Leicester Lions. Brytyjczyk może pochwalić się też solidnym ósmym miejscem w finale Indywidualnych Mistrzostw Wielkiej Brytanii na torze w Manchesterze. Pomimo niezłych wyników, Mountain nie jest rozchwytywany przez promotorów. - Jest to czasem frustrujące. Patrzę na swoje wyniki, w szczególności te z końcówki sezonu, gdy regularnie zdobywałem dwucyfrówki, a w Premiership punktowałem chyba nawet lepiej, niż w Championship. Czasem się wkurzam, szczególnie wtedy, gdy widzę komentarze na temat innych zawodników i nie rozumiem, dlaczego są tak doceniani, a ja nie - przyznawał wyraźnie niepocieszony Connor Mountain w rozmowie ze brytyjskim tygodnikiem. Żużlowiec sam dzwoni do klubów Żużlowiec zachowuje jednak w tym temacie spokój i skupia się na dalszym rozwoju. - Wolę siedzieć cicho, wyjechać na tor i zrobić kilka dwucyfrówek, zamiast wykrzykiwać, że potrafię zrobić to, tamto - nie chcę tak robić. Wolę najpierw pokazać to swoimi wynikami. Może zatrzymało mnie to trochę w rozwoju. Zgodziłbym się z tą tezą, szczególnie w przypadku początkowego okresu w mojej karierze. Biorę to, co życie przyniesie, a inni wolą się pokazywać. Nie jestem typem, który wrzuca wszystko do mediów społecznościowych - tłumaczy swoją postawę Mountain. Żużlowiec wyciąga jednak wnioski i wdraża poprawki. - Nauczyłem się być bardziej aktywny w tych tematach. Wcześniej czekałem aż telefon zadzwoni. Widziałem tych wszystkich zawodników, którzy podpisywali kontrakty, myśląc o tym, że do mnie nie dzwoni nikt. Nauczyłem się jednak, że jeśli chcę gdzieś podpisać umowę, muszę wykonać pierwszy krok i sam zadzwonić do klubu - podsumował temat Connor Mountain. Zobacz także: Mistrzowie się cenią. Oglądanie Zmarzlika kosztuje krocie! Ambicja nie zawsze popłaca. Oni skończą marnie? Pokazał mu ławkę na lotnisku. Resztę musiał zrobić sam