Lech Poznań musiał zgarnąć pełną pulę, by ponownie zrównać się punktami z otwierającym tabelę Rakowem Częstochowa. Tyle że trzeba to było zrobić na wyjątkowo niewygodnym terenie. Od kiedy Radomiak wrócił do Ekstraklasy, u siebie jeszcze z "Kolejorzem" nie przegrał - notując przed dzisiejszym starciem triumf i dwa remisy. Gospodarze od pierwszych sekund z impetem ruszyli do ataku. Ale animuszu starczyło im na niespełna pięć minut. Zaraz potem było już 0:1. Trzy minuty wstrząsnęły Katowicami. To nie był koniec, znów kartka dla Feio Ishak skuteczny jak nigdy. Lech traci komplet punktów w doliczonym czasie W bramkowej akcji poznaniaków w rolę asystenta wcielił się Filip Jagiełło, a piłkę do siatki skierował Mikael Ishak. Szwedzki snajper potwierdził tym samym znakomitą dyspozycję. Trafił do siatki w piątym meczu z kolei. Na koncie ma już 19 goli w tym sezonie, co oznacza, że na polskich arenach tak skuteczny nie był nigdy wcześniej. Lech kontrolował przebieg spotkania. Pojedyncze wypady Radomiaka pod bramkę rywala nie kończyły się rokującymi ekscesami. Nic nie wskazywało na to, że do przerwy padnie bramka wyrównująca. Zamiast tego drugi cios zadali goście. Gdy fatalnie we własnym polu karnym zagrywał Marco Burch, do wysoko zagranej piłki wyskoczył w tempo Jagiełło i strzałem głową pokonał nieporadnie interweniującego Macieja Kikolskiego. W tym momencie sytuacja radomian jawiła się jako więcej niż trudna. Do tego momentu ekipa Nielsa Frederiksena wykazała się stuprocentową skutecznością - dwa uderzenia w światło bramki i dwa gole. Po zmianie stron oglądaliśmy toporny futbol z naciskiem na walory fizyczne. O finezji nie było mowy. Lechici pozwolili sobie na rozluźnienie, gdy do końcowego gwizdka pozostawało mniej niż kwadrans. I od razu mecz nabrał kolorytu. Po kapitalnym uderzeniu z dystansu Capity w 79. minucie zrobiło się 1:2. Chwilę potem minimalnie niecelnie uderzał Rafael Barbosa. Radomiak uwierzył w swoją szansę i ruszył do odrabiania strat z pełną determinacją. Piłka trafiła do bramki po raz kolejny, ale... wyciągał ją z siatki golkiper gospodarzy. Radość Ishaka nie trwała jednak długo. Arbiter nie uznał gola, dopatrując się pozycji spalonej. Ta sytuacja zdeprymowała zespół z Poznania. A efektem tego była bramka wyrównująca. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry Bartosza Mrozka pokonał wprowadzony z ławki Abdoul Tapsoba, ustalając w ten sposób końcowy rezultat spotkania.