Przed rokiem znalazło się czterech śmiałków, którzy chcieli posmakować PGE Ekstraligi: Frederik Jakobsen, Patrick Hansen, David Bellego i Wadim Tarasienko. Ostatni z nich nie wystartował w rozgrywkach ligowych ze względu na sankcje nałożone na rosyjskich żużlowców w związku z wojną w Ukrainie. Pozostała czwórka poradziła sobie z przeciętnym skutkiem. Dość powiedzieć, że w przyszłym roku w PGE Ekstralidze będzie startował tylko jeden z tego grona - Frederik Jakobsen. Jakobsen na początku sobie nie radził Początek sezonu był dla Duńczyka bardzo trudny. W pierwszych meczach jego zdobycz z bonusami nie przekraczała bariery ośmiu punktów. Pełnię swoich możliwości zaczął pokazywać dopiero w czerwcu. W siódmej rundzie, w domowym meczu przeciwko leszczyńskiej Unii, przy jego nazwisku zapisaliśmy z bonusami dwanaście punktów. Dalej szło mu równie dobrze. Na tyle dobrze, że GKM Grudziądz, dla którego Jakobsen zdobywał przed rokiem punkty, zdecydował się przedłużyć z nim kontrakt. Pozostali zawodnicy, którzy zdecydowali się przed rokiem wejść na wyższy poziom, mogli Jakobsenowi tylko pozazdrościć. Patrick Hansen był drugim najsłabszym seniorem w całej PGE Ekstralidze. Został sklasyfikowany na 42. miejscu na liście najskuteczniejszych zawodników najlepszej żużlowej ligi świata. Los okazał się trochę bardziej łaskawy dla Davida Bellego. Francuz ze średnią 1,487 pkt./bieg był 34. najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi. To nie wystarczyło jednak by zadomowić się w elicie na dłużej. Wielki problem Szczepaniaka. Fajfer i Zengota też będą mieli trudno? Na dziś wydaje się, że podobny los może spotkać tych zawodników, którzy zamieniają eWinner 1. Ligę na PGE Ekstraligę w przyszłym sezonie. Oskar Fajfer jeździł już w przeszłości w elicie, ale było to za czasów juniorskich. W ostatnich latach w Gnieźnie mocno się rozwinął, rozwiązał swój największy problem w postaci słabej jazdy na wyjazdach, ale choć był liderem Startu, to trudno było nazwać go jednym z najlepszych zawodników w lidze. Przykład? W zeszłym roku był zaledwie 13. najlepszym żużlowcem ligi. Wynik dobry, ale nie wtedy, gdy chce się podbijać PGE Ekstraligę. Podobnie ma się sytuacja z Mateuszem Szczepaniakiem i Grzegorzem Zengotą. W lepszej sytuacji zdaje się być ten drugi, bo wraca do bliskiego jego sercu Leszna - do środowiska które zna i lubi. Pytanie jednak, czy dobre samopoczucie w klubie wystarczy do osiągania dobrych wyników. W ostatnim sezonie było z tym w Rybniku różnie - 17. miejsce na liście najskuteczniejszych zawodników eWinner 1. Ligi jest tego najlepszym dowodem. W dużo gorszej sytuacji jest Mateusz Szczepaniak. Nowy zawodnik GKM-u Grudziądz jeździł w minionym sezonie mniej więcej na poziomie Zengoty. Różnica pomiędzy nimi jest jednak taka, że trafił do klubu, w którym na starcie ma ciężej, bo nie ma pewnego miejsca w składzie. Wydawało się, że będzie je miał, jednak transfer last minute Gleba Czugunowa zniweczył plany wychowanka ostrowskiego klubu. Fricke jako jedyny się obroni? Na tę chwilę wygląda to tak, że jedynym żużlowcem, który może być względnie pewny o swój los jest klubowy kolega Szczepaniaka - Max Fricke. Australijczyk to uznana marka na rynku, choćby z tego powodu, że jest stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. W 1. Lidze znalazł się na chwilę, żeby pomóc Falubazowi powrócić do elity. Zielonogórzanie nie awansowali, ale po Australijczyka i tak ustawiła się kolejka chętnych. Raczej niebezpodstawnie. Zobacz także: Pokazał mu ławkę na lotnisku. Resztę musiał zrobić sam Specjalista Zmarzlik. Tylko on tego dokonał! Mają wielki budżet, ale awans wcale nie jest taki pewny