Bartosza Zmarzlika pomimo względnie młodego wieku pokochała prawie cała Polska. Dwukrotny indywidualny mistrz świata na miano jednego z najpopularniejszych sportowców w kraju nad Wisłą zapracował nie tylko świetnymi wynikami na arenie międzynarodowej, ale przede wszystkim swoim sposobem bycia. Kapitan Moje Bermudy Stali kiedy tylko może angażuje się w różnego rodzaju akcje charytatywne, a ponadto przynajmniej raz w roku gości w telewizji śniadaniowej, gdzie przybliża czarny sport milionom telewidzów. Bartosz Zmarzlik ma swoje małe muzeum Nic więc dziwnego, że grono sympatyków 26-latka powiększa się z sezonu na sezon. Niemal na każdej rundzie Grand Prix widoczne są flagi z napisami motywującymi mistrza, nie mówiąc już o tysiącach kibiców w teamowej, personalizowanej odzieży. Niektórzy z nich postanowili pójść o krok dalej. Do tego grona należy pan Damian Żarczyński, który w swoim garażu urządził małe muzeum Bartosza Zmarzlika. Wyposażenie pomieszczenia robi piorunujące wrażenie. Z pewnością każdy fan czarnego sportu znajdzie tam coś dla siebie. Poza ogólnodostępnymi gadżetami na ścianie wisi tam między innymi kevlar reprezentanta Stali Gorzów czy nawet plastron Tomasza Golloba z sezonu 2010, kiedy wywalczył swój jedyny w karierze mistrzowski tytuł. - Kolekcja jest nie do policzenia nieskończoność (uśmiech). Nigdy nie liczyłem jednak tego, bo nie to się w tym liczy. Najcenniejszy gadżet to dość trudne pytanie. Myślę, że flaga Stali Gorzów z 1984 roku, stolik w kształcie Stadionu im. Edwarda Jancarza oraz stolik w kształcie motoru żużlowego. Był to mój pomysł, a wykonanie artysty z Lubska, który zajmuje się metaloplastyką. I można tak o tym mówić i mówić - powiedział Damian Żarczyński w rozmowie ze Zmarzlik.com. Włosi poszli o krok dalej Oczywiście tego typu inicjatywy kibiców to w świecie sportu nic nowego. Chociażby we Włoszech w przeszłości ludzie oszaleli na punkcie Diego Maradony. Tamtejsi fani na tyle pokochali legendarnego Argentyńczyka, że w Neapolu do dziś istnieje jego kapliczka. Ciężko im się dziwić, ponieważ jeden z najlepszych piłkarzy wszech czasów w brawach tamtejszego Napoli rozegrał aż 258 spotkań, strzelając przy tym 115 bramek. - Wszystko zaczęło się w 1990 roku, kiedy to neapolitańczyk Bruno Alcidi podróżował samolotem z drużyną SSC Napoli. Gdy piłkarze już wyszli Bruno spostrzegł, że na fotelu, na którym siedział Diego Maradona został pukiel włosów. Zupełnie, jakby gwiazdor o coś zahaczył i wyrwał sobie włosy. Alcidi w pośpiechu zabrał pukiel i początkowo trzymał go w domu, zazdrośnie strzegąc przed innymi. Jednak z czasem postanowił podzielić się bezcennym skarbem. Oprawił więc te włosy w ramkę, a ramkę umieścił w kapliczce czyniąc z nich relikwię - czytamy na portalu italia-by-natalia.pl.