Kilka dni temu napisaliśmy tekst, w którym skrytykowaliśmy żużlowców broniących Mateusza Bartkowiaka (jechał autostradą z prędkością 170 km/h, jednocześnie pijąc kawę i robiąc zdjęcia). Wśród nich był na przykład Jakub Sroka. Jeden z kibiców w komentarzach zwrócił się do niego, nazywając go żużlowcem. - Nie jestem już żużlowcem - odpowiedział Sroka, czym dał do zrozumienia, że jego na żużlowym torze już nie zobaczymy. Oficjalnie próżno szukać jakiejś informacji potwierdzającej zakończenie kariery Jakuba Sroki. Być może darował sobie tę wiadomość, bo uznał to za zbędne. W trakcie kilku lat startów Sroka zbyt wiele na torze nie pokazał, choć był moment w którym wydawało się, że jego poziom sportowy poszedł w górę. Ostatnio jednak znów prezentował się raczej kiepsko, stąd decyzja wydaje się zrozumiała. Mógł jeździć w Ekstralidze U24, ale uznał że to bez sensu Jakub Sroka mógłby jeszcze przez 3 lata podtrzymywać swoją aktywność żużlową, bo jest przecież Ekstraliga U24, która stanowi formę respiratora dla zawodników, którzy nie za dużo pokazali jako młodzieżowcy, ale nie chcą jeszcze kończyć karier. Sroka odpuścił sobie jednak taki wariant, co wyraźnie wskazuje na jego zniechęcenie do żużla. Może obliczył sobie też, że starty w tych rozgrywkach są na dłuższą metę po prostu nieopłacalne. Żeby liczyć na jakieś sensowne pieniądze w Ekstralidze U24, trzeba przede wszystkim robić tam niemal same dwucyfrowe wyniki. Wówczas też można załapać się na jakiś kontakt np. w klubie Krajowej Ligi Żużlowej. Sroka uznał, że takie rozwiązanie go nie interesuje. Zatem jego ostatnim startem był turniej indywidualny w austriackim St. Johann, który miał miejsce w połowie października. Sroka wypadł tam jednak słabo, nie włączając się w walkę o podium.