Trudny czas dla Maksyma Drabika. Zawodnik ponosi koszty aroganckiego zachowania w sezonie 2024. Już wie, że w Krono-Plast Włókniarzu Częstochowa nie będzie dla niego miejsca. Legendarny klub nad przepaścią. Stawiają sprawę jasno Prezes Włókniarza wykonał woltę To, mimo wszystko, musiał być duży szok dla zawodnika. Zanim podziękowano mu za pracę prezes Michał Świącik mówił o chęci godzenia Maksyma z tatą Sławomirem (panowie nie rozmawiają od kilku lat, a żużlowcem Maksym stał się dzięki ojcu), a nawet wyraził uznanie dla młodego Drabika, gdy ten opublikował w mediach społecznościowych post, w którym przepraszał za kiepską jazdę w rozgrywkach. Finalnie prezes Świącik uznał jednak, że lepiej wziąć Piotr Pawlickiego i dać sobie z Drabikiem spokój. Wynik sportowy Maksyma to jedno, a jego pozatorowe akcje to drugie. Zawodnik potrafił wyjść z parku maszyn i zacząć się pakować nie zważając na to, że drużyna może być za to ukarana walkowerem. Przy tym nie interesował się życiem klubu, treningi ograniczał do minimum, nie pojechał na zgrupowanie. We Włókniarzu słyszymy, że można być ekscentrykiem, jak się robi 160 punktów na sezon, a Drabik zdobył ich 80. Kiedy słyszą o Drabiku, pytają o jedno Dla żużlowca najgorsze jest to, że informacja o tym, że jest do wzięcia, nie wzbudziła większego zainteresowania na rynku. Składy w PGE Ekstralidze są pozamykane. W pierwszej lidze też nie ma jakiegoś entuzjazmu wśród działaczy, gdy słyszą nazwisko: Drabik. "A po co mi kłopoty?", pytają nas kolejni prezesi. Na dokładkę te kłopoty mają swoją cenę, bo w tym roku Włókniarz płacił Drabikowi 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Prezes Świącik przez dwa lata, kiedy miał Drabika w kadrze, robił, co mógł, żeby ten czuł się we Włókniarzu dobrze. Niektórzy mówią nawet, że spełnił życzenie zawodnika i zwolnił z klubu jego tatę Sławomira. Okazało się jednak, że spełnianie zachcianek żużlowca nie przełożyło się na wynik. Tego potrzeba Drabikowi Teraz w Częstochowie mówią wprost, że Drabik potrzebuje prezesa z twardą ręką, kogoś, kto sprowadziłby go na ziemię. Wskazują na Krzysztofa Mrozka z INNPRO ROW-u Rybnik. Ten jednak o Drabiku nie chce rozmawiać, bo skupia się na walce o awans do PGE Ekstraligi. Pytanie, czy później Mrozek może spojrzeć łaskawiej na Drabika? Patrząc na ostatnie dobory kadrowe działacza, to może być z tym kłopot. Gdy prezes budował skład ROW-u na 2024, to ewidentnie unikał zawodników mogących generować kłopoty. Starał się brać takich, którzy mają dobry wpływ na pozostałych, potrafią współpracować i nie będą rozsadzać szatni od środka. Drabika, patrząc na jego dokonania, można podejrzewać o wszystko, co najgorsze. Poza wszystkim i właśnie te słowa docierające z częstochowskiego klubu wybrzmiewają najmocniej, Drabik nie przejawia większego zainteresowania sportem i drużyną. Da się usłyszeć, że gdzieś się ulotniła ta pasja i chęć rozwoju, którą miał kilka lat temu. Pewnie inni już zdążyli zasięgnąć języka i podchodzą do Drabika, jak do jeża.