Robert Dados był wielką nadzieją polskiego żużla lat 90-tych i początków XXI wieku. Wychowanek Motoru Lublin w zasadzie od najmłodszych lat pokazywał spory potencjał do tego sportu, w lidze pokonywał dużo bardziej znanych rywali. Oczywiście liczono też na jego sukcesy na arenie międzynarodowej, które zresztą przyszły u Dadosa dość szybko. W 1998 roku został indywidualnym mistrzem świata juniorów. Wówczas regulamin mówił tak, że zawodnik wygrywający tę imprezę automatycznie kwalifikuje się do cyklu Grand Prix na kolejny rok. I Dados w tym cyklu wystartował. Szału w elicie Dados nie zrobił, bo stawka mistrzostw świata nieco go przerosła. Absolutnie jednak nie można mówić o żadnym wstydzie. Dados niczego specjalnego nie pokazał, niemniej zdecydowanie nie można go ustawić w jednym szeregu z późniejszymi nieporozumieniami w cyklu, takimi jak Tomasz Chrzanowski, Ronni Pedersen (wszedł jako rezerwowy) czy kilku innych z lat kolejnych. Wydawało się, że właściwy czas dla Roberta jeszcze nadejdzie. Wypadek, który zmienił wszystko Jako młody senior Dados zmienił otoczenie i przeszedł do GKM-u Grudziądz, co dla osoby o takim usposobieniu było pewnym problemem. Robert był człowiekiem lubiącym ciszę, spokój, przywiązującym się do otoczenia. Stąd też Grudziądz jako miejsce nowe, stanowił dla niego pewne uniedogodnienie. I koniec końców stał się koszmarem, bo to tam miało miejsce wydarzenie, które położyło się cieniem na karierę oraz całe życie mistrza świata juniorów z 1998 roku. Dados od tej chwili popadł w wielkie problemy emocjonalne. W 2000 roku właśnie w Grudziądzu, tuż obok stadionu, brał udział w bardzo poważnym wypadku samochodowym. W zasadzie nie będzie przesadą stwierdzenie, że cudem przeżył. Doznał jednak bardzo poważnych obrażeń głowy, ucierpiał jego mózg. I to właśnie z tym wydarzeniem lekarze wiązali później jego nawracające stany depresyjne, z którymi Robert Dados nie był w stanie sobie poradzić. Choć fizycznie wyszedł z wypadku, mentalnie nie był już sobą. I objawiało się to nie w jego pracy, jaką był żużel, tylko w życiu osobistym. Powrót do żużla i pierwsze dramaty Po wypadku niektórzy nie wierzyli, że Dados będzie w stanie wrócić do czynnego i zawodowego uprawiania sportu. Jednak on dopiął swego, a nawet zmienił klub. Przeszedł do Atlasu Wrocław, gdzie miał być wiodącą postacią, bo przecież Dados to wciąż był "kawał nazwiska". W pierwszym sezonie (2001) jechał jednak kiepsko. Znacznie poprawił się jednak w drugim, kiedy to zakończył ligę ze średnią 1,807. Powoli wracał ten Dados, który wygrywał mistrzostwa świata juniorów. Mówiono, że wciąż wszystko przed nim. Ale to trwało tylko chwilę. W 2003 roku podjął się dwóch prób samobójczych. Na szczęście uratowano go. Trzeba jednak powiedzieć wprost: już wtedy Dados wymagał codziennej, fachowej opieki, jako człowiek nieradzący sobie z sytuacją. Niestety jej nie dostał, wrócił do żużla i pojechał nawet w jednym turnieju Grand Prix. Nieświadomość społeczna tamtych czasów nakazywała myśleć: wyjdzie z tego, chłop mocny jest. Ale Robert mocny nie był, choć uprawiał szalenie niebezpieczną dyscyplinę. On był człowiekiem bardzo wrażliwym. Za bardzo. Przegrał z tym, co ludzie lekceważyli Zimą 2003/2004 Robert Dados niby przygotowywał się do kolejnego sezonu, który miał mu dać lepsze wyniki niż kompletnie nieudany poprzedni. Ludzie pytali go, czy będzie lepiej. Odpowiadał, że będzie. Bo co miał odpowiadać? W głowie tymczasem toczyła się walka z demonami. Walka, którą Robert niestety przegrał w marcu 2004 roku. Powiesił się w przydomowej stodole. Znaleziono go, gdy było już za późno. Po kilku dniach zmarł w szpitalu. Środowisko było w szoku. Szkoda, że dopiero wtedy, a nie w czasie w którym Dados najbardziej potrzebował fachowej pomocy. Śmierć Dadosa zapoczątkowała niestety fatalną i tragiczną serię samobójstw młodych żużlowców. Robert odszedł 30 marca, a dwa miesiące później to samo zrobił Rafał Kurmański, o pięć lat młodszy wielki talent z Zielonej Góry, który nie poradził sobie z presją otoczenia. W 2006 roku na ten sam krok zdecydował się Łukasz Romanek z Rybnika. W ciągu dwóch lat Polska straciła trzech niezwykle utalentowanych żużlowców. Ale przede wszystkim straciła ludzi, którzy zostali sami ze swoimi problemami. W przypadku potrzeby udzielenia pomocy lub rozmowy z psychologiem, skorzystaj z jednego z poniższych numerów telefonów: Czynny całodobowo, 7 dni w tygodniu telefon Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym - 800 702 222 Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka - 800 121 212 Możesz też odwiedzić stronę centrumwsparcia.pl, gdzie znajduje się grafik dostępnych specjalistów: lekarzy psychiatrów, prawników i pracowników socjalnych. W przypadku, gdy potrzebna jest natychmiastowa interwencja, zadzwoń na numer alarmowy 112.