Wojciech Kulak, Interia: Są sprawy ważne i ważniejsze, więc na wstępie chciałbym zapytać jak wygląda sytuacja w pana regionie Ukrainy? Ostatnio w Polsce zrobiło się głośno o zmasowanym ataku na państwową energetykę. Sergiej Gołownia, żużlowy działacz z Ukrainy: - Siły powietrzne PPO na szczęście stanęły na wysokości zadania i przechwyciły wszystkie rakiety zmierzające w naszą stronę. Niestety dużo z nich uderzyło w inne miasta, takie jak Kijów, Odessa czy Charków. Zapewne w Polsce widzieliście zdjęcia i skalę zniszczeń. W Równem było bez paniki. W Kijowie już tak kolorowo niestety nie było. Tam ludzie realnie obawiali się o swoje życie. My także oczywiście się pilnujemy. Nikt nie chce, aby komuś bliskiemu stało się coś złego. W Równem żyjecie normalnie czy pozamykane są niektóre lokale, żeby zwiększyć bezpieczeństwo mieszkańców? - Staramy się żyć normalnie. Zachowujemy jednak wszelkie środki ostrożności. Przykładowo w zimie z córką byłem na dosyć dużej wystawie świątecznej w teatrze. Był Mikołaj, rozdawano dzieciom prezenty. Podczas tego wydarzenia zabrzmiał właśnie alarm. Momentalnie uciekliśmy do schronu. Co ciekawe, nawet tam była prowizoryczna scena, po to żeby ataki nie zakłócały pracy aktorom oraz organizatorom różnych wydarzeń. Dalsza część eventu odbyła się właśnie tam. Wy pewnie także jako klub żużlowy musicie uważać w trakcie treningów oraz zawodów. - Obowiązkiem organizatora większej lub mniejszej imprezy jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom. Każdy ma mieć miejsce w schronie i o to dbamy. W zeszłym sezonie rundy indywidualnych mistrzostw Ukrainy odbyły się bez alarmu. Gdyby jednak zawyły syreny, to zawody natychmiast zostałyby przerwane, a zawodnicy ewakuowani w bezpieczne miejsce. Podczas alarmu nie może trwać żadna impreza. Na zorganizowanie treningu lub zawodów musicie mieć specjalne pozwolenie? - W zeszłym roku podpisaliśmy tak skonstruowaną umowę, że w razie alarmu pod żadnym wypadkiem nikt nie może jeździć na torze. Błyskawicznie przerywamy aktywności i czym prędzej udajemy się do schronu. Najbardziej trzymają się obecnie zajęcia dla dzieci. Dlatego właśnie aż tak dbamy w bezpieczeństwo. Nie chcemy, by stała się im jakaś krzywda. Jeżeli alarm trwa na przykład piętnaście minut, to potem wracamy do zajęć. Jeżeli przekracza pół godziny, kończymy trening i wracamy do domów. Sporo młodych chłopaków uczęszcza w Równem na treningi żużlowe? - Adeptów mamy sporo. Sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie panuje ogromny profesjonalizm. Od najmłodszych lat u was w żużlowców pakuje się ogromne pieniądze i oni wiedzą, że chcą to robić w życiu. W Ukrainie jest bardziej spontanicznie. Przykładowo wiosną oraz jesienią przyjdzie trochę nowych chłopaków. Największą liczbę chętnych mamy latem, bo są wtedy wakacje od szkoły, dzieciaki chcą po prostu fajnie spędzić czas. My ze swojej strony dajemy im motocykle i trenujemy. Tych najlepszych namawiamy, żeby zostali na dłużej. Rozmawiamy z rodzicami, żeby rozwinąć adepta do możliwie jak najwyższego poziomu. Jest jednak mało osób, które stawiają na żużel i jeżdżą chociażby do trzydziestki. Żeby tak długo pociągnąć karierę, trzeba być po prostu dobrym oraz mieć sukcesy. Poświęcacie się dla adeptów całkowicie za darmo? - Tak. W naszym klubie trenują zawodnicy od 8 do 23 lat. Jak wspomniałem wcześniej, mamy klubowe motocykle. Jeżeli jest ktoś zdolny, chce kontynuować karierę i mu zależy, to wtedy dostaje lepszy sprzęt częściowo sfinansowany przez klub kibica, który nam pomaga. Mamy naprawdę oddanych fanów. Wielokrotnie zbierali pieniądze po to, by ułatwić młodym zawodnikom rozwój. Do tego dochodzą sponsorzy. Czasem pomagają rodzice. Jest jednak ciężko. Już przed wojną było trudno utrzymać choćby jednego chłopaka na solidnym poziomie, ze względu na to, że w sekcji bywało po 10-15 osób. Trzeba było dać każdemu po jednym motocyklu. W obecnych czasach to już w ogóle mamy twardy orzech do zgryzienia. Nie poradzilibyśmy sobie bez pomocy z zewnątrz. Dotacje nigdy nie były jakieś specjalnie wysokie, a teraz ze względu na wojnę jeszcze bardziej zmalały. Doskonale to rozumiem. Trwa konflikt zbrojny, musimy pomagać armii bronić naszego kraju. Macie jakieś sposoby na popularyzację żużla w Równem i okolicach? - Aktywnie działają przyjaciele naszego klubu, którzy namawiają swoich znajomych mających dzieci i to jakoś się roznosi po mieście. Rodzice obecnych adeptów również robią wiele dobrych rzeczy mających na celu popularyzację dyscypliny. Podczas treningów słyszy nas natomiast pół miasta, robimy taki hałas. Ludzie wtedy nawet z ciekawości podchodzą pod stadion i się pytają jak zacząć jeździć i tak dalej. Do tego my jako klub robimy dni otwarte i jeździmy po okolicznych szkołach. Bierzemy ze sobą motocykl, opowiadamy o żużlu. Chętne dzieciaki mogą przejechać się wraz z trenerem czy zawodnikiem. Do tego dochodzą specjalne imprezy pokazowe, na przykład z okazji świąt, by pojawiło się na nich jak najwięcej osób. Jakie w ostatnich latach odnosiliście sukcesy jako klub z Równe? - Roman Kapustin w zeszłym roku zdobył tytuł mistrza Ukrainy zarówno seniorów oraz juniorów. Makar Lewiszyn skończył ze złotym medalem krajową rywalizację w klasie 125cc. W mistrzostwach świata stanął na najniższym stopniu podium. To młodszy brat Marko Lewiszyna, który obecnie ściga się dla zespołu z Krosna na zapleczu PGE Ekstraligi. Cieszymy się z ich sukcesów. Jednocześnie dodają nam one motywacji do dalszej pracy, bo widać, że przynosi ona zamierzone efekty. Pewnie ciężko jest w Ukrainie z dostępnością części, bez których nie ma mowy o poważnej jeździe na żużlu. - Wbrew pozorom nie jest tak źle. Mamy obecnie mnóstwo kontaktów z ludźmi z innych krajów. Oczywiście trzeba być cierpliwym, ponieważ wojna opóźnia dostawy, lecz wszystko udaje się nam załatwić. Najgorzej było na samym początku konfliktu, jednak stopniowo poszerzaliśmy horyzonty i radzimy sobie do dziś. Od sezonu 2024 zawody z kibicami na trybunach A co z zawodami? Żużlowców oglądają kibice na trybunach czy ze względu na wojnę jest to niemożliwe? - W grudniu 2023 Gabinet Ministrów Ukrainy zezwolił na masowe imprezy sportowe, kulturalne oraz rozrywkowe. Z tego co wiem, na stadionie żużlowym w Równem pojawi się specjalna komisja. Zobaczy ona w jakim stanie znajduje się obiekt, sprawdzi dokładnie ile jest miejsc w schronach i na tej podstawie ustali ile dokładnie osób będzie mogło przebywać na trybunach w trakcie zawodów. Myślę, że dostaniemy zezwolenie na kilka tysięcy widzów. Na pewno będą oni zadowoleni, bo zamierzamy zorganizować turnieje o indywidualne mistrzostwo Ukrainy, Puchar Ukrainy. Będzie nawet flat track. Kalendarz już zresztą prawie gotowy. Zostanie on potwierdzony pewnie w ciągu najbliższych tygodni. Poza Równem w Ukrainie funkcjonuje jakiś inny ośrodek żużlowy? - Zawodnicy trenują oraz rywalizują również w Czerwonogradzie. To miasto oddalone o niecałe trzydzieści kilometrów od Polski. Pochodzi stamtąd Andriej Karpow, jeden z najlepszych żużlowców w historii Ukrainy. We wtorek trenował zresztą w Czerwonogradzie przed drużynowymi mistrzostwami Europy w Gdańsku. W zeszłym roku działacze zrobili tam trzy imprezy. Podczas dwóch na trybunach normalnie zasiedli kibice, bo zgodziły się na to tamtejsze władze. Nie było wtedy ryzyko żadnego ataku rakietowego. Ogromną popularnością cieszył się turniej o Puchar Kopalni. Podczas tych zmagań panowała niesamowita atmosfera. Kilka tysięcy kibiców na trybunach, old boye oraz młodzi chłopcy na torze. Było dosłownie wszystko. Wspominał pan o Andrieju Karpowie. Jego udział w drużynowych mistrzostwach Europy to zapowiedź powrotu do żużla? Po poważnym upadku w Grudziądzu nie widzieliśmy tego zawodnika w Polsce. - Andriej po wypadku rzeczywiście długo nie jeździł. Dopiero w zeszłym roku parę razy wyjechał na tor i powoli zaczął trenować. W sierpniu 2023 wziął udział w Pucharze Kopalni, który zwyciężył. Nie miał tam co prawda wybitnych rywali, ale wygrana to wygrana. Teraz definitywnie zadecydował, że wraca na stałe do żużla. Ostatnio spotkałem go na obozie w Krośnie, gdzie trenowano przez dwa dni. On wtedy także skorzystał okazji i pokręcił mnóstwo kółek. Andriej na razie skupia się na drużynowych mistrzostwach Europy w Gdańsku oraz chce odjechać całe mistrzostwa Ukrainy. Czeka też na propozycje z Polski. Jest otwarty na dołączenie do jakiejś drużyny. Myślę, że warto mu zaufać. Wystarczy mu kilka treningów i wróci do swojej najlepszej formy. W Krajowej Lidze Żużlowej wciąż go stać na bycie silnym ogniwem zespołu. Jeżeli ten wywiad czyta właśnie jakiś prezes, to od razu mówię, że może śmiało zadzwonić do Andrieja. Nazar Parnicki znów pokaże się ze świetnej strony? W zeszłym roku furorę w Polsce zrobił Nazar Parnicki, który w świetnym stylu zadebiutował w PGE Ekstralidze w barwach Fogo Unii Leszno. Cieszy się pan, że trafił on akurat do tego klubu? - Ma tam naprawdę kapitalne warunki między innymi ze względu na ogromny talent. Unia bardzo mu pomogła, prezes Piotr Rusiecki o niego dba. Mam z nim dobry kontakt, dlatego cieszę się, że Nazar trafił pod jego skrzydła. Zarekomendowałem Nazara Unii od razu na początku wojny, bo wiedziałem, że tam się nim świetnie zaopiekują. To w końcu jeden z najbardziej utytułowanych klubów ostatnich lat, wielokrotny drużynowy mistrz kraju. Wcześniej jeździł tam Wiktor Trofimow, więc jako tako wiedziałem czego mogę się po nich spodziewać. Dodatkowo w Polsce dobrze sobie radzi Marko Lewiszyn. Ma on kontrakt z Unią Tarnów w Krajowej Lidze Żużlowej, a w Ekstralidze U24 wystartuje dla Cellfast Wilków Krosno. Innych trzech chłopaków też przekazaliśmy do Tarnowa. Pojeździli tam parę miesięcy, ale ostatecznie wrócili do ojczyzny. Uważa pan, że Nazar Parnicki dostanie więcej szans w zbliżającym się sezonie? - Mam nadzieję, że będzie solidnym ogniwem. Ma on dwa nowe silniki. Pozostała mu tylko ciężka praca. Klub załatwił mu mieszkanie oraz motocykle. Działacze pomagają jak tylko mogą. W Lesznie są z nim tata oraz brat, więc wszyscy tworzą rodzinny team. Tak jak Bartosz Zmarzlik. Uczą się od najlepszych (śmiech). Wiem, że w tym roku bardzo ma go wspierać Janusz Kołodziej. Ptaszki ćwierkają, że macie w Ukrainie inny ogromny talent. Jego popisy całkiem niedawno można było zobaczyć w Krośnie. O kim mowa? - Na Podkarpacie wzięliśmy Makara Lewiszyna. Podziwiał go między innymi Marek Cieślak. Legendarny trener był wręcz zszokowany jak płynnie jeździ on na motocyklu z silnikiem o pojemności 500cc, czyli takim, na którym startują pełnoprawni seniorzy. To zaledwie trzynastoletni chłopak. W najbliższym czasie planujemy pojechać do Leszna na parę treningów, żeby młodzi zawodnicy się rozwinęli i pokazali się Polakom. Działacze niech wiedzą, że u nas w Równem są świetnie zapowiadający się żużlowcy. Poza Makarem Lewiszynem jest jeszcze mnóstwo innych zdolnych chłopaków. Z nimi jednak trzeba trochę popracować. Już w najbliższą sobotę w Gdańsku odbędzie się turniej drużynowych mistrzostw Europy, który wyłoni finalistów imprezy. Na co stać reprezentację Ukrainy w stolicy Pomorza? - Skład nie wygląda najgorzej. W sobotę wystartują jeżdżący w Polsce Nazar Parnicki oraz Marko Lewiszyn. Jest również Stanisław Melnyczuk, który wrócił do żużla i w zeszłym roku zwyciężył Puchar MACEC. Oby udany powrót zaliczył Andriej Karpow. Zestawienie uzupełnia Witalij Łysak, czyli wicemistrz Ukrainy. Złoty medalista, Roman Kapustin zdaniem sztabu szkoleniowego jest jeszcze za młody i dlatego to Witalij znalazł się w składzie. Nastawiamy się na ostrą walkę i nie chcemy być chłopcami do bicia. Jest szansa powalczyć o trzecie miejsce z Łotwą. Pokonanie ich będzie jednak trudne. Przyjedzie pan do Gdańska, by z parkingu wspierać chłopaków w walce o jak najlepsze miejsce? - Mam w planach przyjazd. Nie wszystko jednak zależy ode mnie. Trudno teraz wydostać się z kraju. Żeby przekroczyć granicę, trzeba mieć specjalne papiery i wówczas mamy prawo wjechać do Polski tylko na parę dni. Wszyscy mężczyźni powyżej osiemnastu lat muszą zostać i pomagać bronić się przed Rosjanami. Takie niestety jest teraz u nas życie i trzeba sobie z tym poradzić. Na koniec chciałbym zapytać o Speedway of Nations. Ukraina pojedzie w tegorocznych mistrzostwach świata w Manchesterze? - Wiem, że ma startować tam nasz zespół. Póki co nic nie znam szczegółów. Na pewno zawodnicy będą musieli uzyskać pozwolenie na wjazd do Wielkiej Brytanii, bez tego się nie obejdzie.