Utrzymanie w Speedway 2. Ekstralidze Stal Rzeszów ma zagwarantowane. Drużyna jest beniaminkiem rozgrywek, ale w kilku spotkaniach pokazała, że może walczyć nawet o coś więcej niż tylko pozostanie na tym poziomie. W Rzeszowie poległ przecież choćby ROW Rybnik, jeden z głównych faworytów rozgrywek. Klub po kilku słabych latach znów odzyskał wiarygodność, a to w dużej mierze dzięki nowym działaczom, którzy podnieśli go z kolan. Odpuścili walkę o utrzymanie. Znamy ich dalsze planyEfektem tej wiarygodności są właśnie nazwiska, które pojawiły się w Stali w sezonie 2024. Oczywiście numer jeden to zdecydowanie Nicki Pedersen, trzykrotny indywidualny mistrz świata i wielka gwiazda tego sportu. Co prawda same rozgrywki chyba mocno go zaskoczyły, bo nie idzie mu tak łatwo jak przypuszczał, ale jednak obecność kogoś takiego na tym poziomie musi robić duże wrażenie. Ale o ile robi na innych klubach, o tyle niekoniecznie na kibicach w Rzeszowie. Biznesmen wściekły. Pyta, po co to robić Kluczową postacią w Rzeszowie jest Michał Drymajło, który jest głównym inwestorem, a także prezesem klubu. Po ostatnim meczu w klubowych mediach nie gryzł się w język, mówiąc o frekwencji. - Wszyscy chcą Ekstraligi, a ja pytam czy na Ekstraligę też przyjdą dwa tysiące? Ja nie wiem, o co tu chodzi. Jest klub, stabilizacja, nazwiska. Chcemy budować żużel czy nie? Jaki kibice dają mi argument, żeby dalej się w to bawić, skoro przychodzi ich tak mało? - powiedział wyraźnie rozgoryczony.Faktem jest, że słaba frekwencja w Rzeszowie rzeczywiście jest sporym problemem. Kibice to jeden z największych sponsorów klubu, a przecież Stal przy takich nazwiskach wymaga jednak sporych nakładów finansowych. Trudno się dziwić Drymajle, bo kładzie on mnóstwo pieniędzy na rozwój żużla w mieście, a mimo tylu dobrych rzeczy wokół klubu, fani przychodzą w bardzo małej liczbie. Pozostaje pytanie, jaki jest tego powód. Sportowo kibice nie mają przecież na co narzekać. Nici z hitowego transferu. Bomba tuż przed meczem