Od kilku lat Anders Thomsen utrzymuje się w światowej czołówce i choć nie walczy bezpośrednio o medale w cyklu Grand Prix, to jest w stanie wygrywać turnieje, tak jak choćby w 2022 w Gorzowie, kiedy to pokonał choćby miejscowego matadora, Bartosza Zmarzlika. W bardziej skutecznym pościgu za tuzami światowego żużla przeszkadza mu zasadniczo tylko jeden, ale bardzo ważny element. Kontuzje. Thomsen jako słaby startowiec, musi sporo nadrabiać na dystansie. A to automatycznie w połączeniu z jego dość brawurowym stylem jazdy, naraża go na upadki. Wielokrotnie po takich upadkach musiał kończyć sezon lub robić sobie długą przerwę. Coś o tym wiedzą w Gorzowie. W sezonie 2023 znowu w kluczowych momentach musieli radzić sobie bez Thomsena, czuli jednego z liderów drużyny. Nikt tutaj oczywiście nie wini zawodnika za kontuzje, bo przecież logiczne jest że on sam też chciałby jeździć. Ale jest wybitnie podatny na urazy, być może to też kwestia genetyki. Jego niemal każda kraksa kończy się w szpitalu. A przecież nie u wszystkich tak jest. Krzysztof Buczkowski też ma skłonność do groźnych upadków, ale z niemal każdego wychodzi bez szwanku. Thomsen niestety nie ma takiego szczęścia. Za moment kluby przestaną się nim interesować? Choć może to brzmieć nieco kuriozalnie (mając na uwadze klasę sportową Thomsena), to jeśli sytuacja z poważną kontuzją przytrafi mu się i w tym roku, grozi mu znaczny spadek zainteresowania ze strony prezesów klubów w PGE Ekstralidze. Już teraz niektórzy mówią między sobą, że lepiej mieć średniaka, który przejedzie cały sezon niż Thomsena ze średnią 2,000, który co sezon będzie kończył jazdę w sierpniu. Tak zresztą było w 2023, bo Anders "załatwił się" w Rydze podczas GP, uderzając w bandę na pierwszym łuku. Na ten moment Thomsen ma ważną umowę w Gorzowie na sezony 2024-2025. 30 lat to jak na żużlowca żaden wiek, więc z pewnością pojeździ jeszcze długo. Musi jednak mieć świadomość, że jeśli tendencja do kontuzji będzie się utrzymywała, może to mocno wpłynąć na jego karierę. W tych czasach mało kto pozwoli sobie na takie ryzyko przy budowaniu składu. Zespoły złożone za miliony, z potężnymi oczekiwaniami miejscowego środowiska - to wszystko powoduje, że nie ma miejsca na nieprzemyślane ruchy kadrowe.