Po wypożyczeniu Gleba Czugunowa i przyznaniu polskiego obywatelstwa dla Wadima Tarasienki, ZOOleszcz GKM Grudziądz nie potrzebuje już tak bardzo Mateusza Szczepaniaka. Polakiem interesują się kluby drugiej ligi. Transfer wcale jednak nie jest taki oczywisty. Duże pieniądze za Mateusza Szczepaniaka? Wszystko może się rozbić o pieniądze. I nie chodzi bynajmniej o żądania zawodnika, czy też chęć zarobienia pieniędzy przez ZOOleszcz GKM. Problemem może być umowa, jaką Szczepaniak podpisał w Grudziądzu. Nieoficjalnie wiemy, że za podpis miał dostać 400 tysięcy złotych. Jak na Ekstraligę, to nie są jakieś oszołamiające pieniądze. Jednak w pierwszej lidze na tyle mogą liczyć jedynie gwiazdy i to tych najbogatszych klubów. Pozyskanie Szczepaniaka zdecydowanie będzie wiązać się z tym, że nowy klub Polaka będzie musiał oddać GKM-owi to, co grudziądzanie zapłacili za podpis. Trudno przypuszczać, że GKM cokolwiek z tego odpuści. To nie miałoby najmniejszego sensu. Zwłaszcza z ekonomicznego punktu widzenia. Kluby zbierają kasę na opłacenie już podpisanych kontraktów Trudno też podejrzewać na ten moment samego zawodnika o to, że zwróci on część pieniędzy gwarantowanych przez kontrakt, żeby móc odejść za niższą cenę. Szczepaniak miałby dopłacać do swoich przenosin do pierwszej ligi? To też nie ma sensu. Chyba że finalnie machnie on ręką na 100, czy nawet 200 tysięcy, byle tylko jeździć. W obecnej sytuacji żaden klub nie ma jakichś ekstra pieniędzy. Wszyscy raczej skupiają się na tym, żeby dopiąć budżet na ten rok i znaleźć brakujące środki na wypłatę już podpisanych kontraktów. Zarówno dla PSŻ, jak i dla Zdunek Wybrzeża Gdańsk (oni też sondują Szczepaniaka) pozyskanie nowego żużlowca, to byłby spory wysiłek. Wybrzeże ma co prawda jedno wolne miejsce w składzie, ale z drugiej strony pamiętamy, z jakim trudem ten klub regulował należności w sezonie 2022. Większość zapłacił, ale sprawa Jakuba Jamroga (chodzi o 70 tysięcy złotych) wciąż czeka na rozpatrzenie w Trybunale PZM. Swoje roszczenia zgłaszają też Marcel Krzykowski i Piotr Gryszpiński. Zobacz również: 11 dni w domu mistrza świata. Teraz marzy tylko o jednym