330 złotych netto, tyle kosztowała jedna opona tureckiego Anlasa przed rokiem. Pod koniec sezonu 2022 zawodnicy płacili za tą samą oponę już 370 złotych, a na początku tego roku cena wynosi 420 złotych netto. Turecki producent ma cały rynek dla siebie To nie jest tak, że nie ma innych opon, ale znakomita większość żużlowców przesiadła się na bezdętkowe koła, a opony do nich robi tylko Anlas. Czeski Mitas też najpewniej w to wejdzie, ale na razie Anlas króluje. Nawet mocno oszczędzający na ogumieniu zawodnik, chcąc nie chcąc, zużyje 70 do 80 sztuk rocznie. Jeśli rok temu płacił za taką ilość 26400 złotych, to teraz dostanie rachunek na 33600 złotych. 6 tysięcy złotych różnicy. Niby nic, a jednak dużo, bo przecież wszystko poszło w górę. Bartosz Zmarzlik dostanie rachunek na blisko 100 tysięcy Prowadzący własną działalność żużlowcy podliczają słupki z wydatkami i łapią się za głowę. Zwłaszcza ci z topu, bo u nich różnica wyniesie więcej. Przy zakupie 200 sztuk na rok wyjdzie rachunek na 84 tysiące. 18 tysięcy więcej niż przed rokiem. Oczywiście zawodnicy będą robili, co w ich mocy, by maksymalnie wykorzystać każdą oponę, ale to nie jest też tak, że na jednej można jeździć bez końca. Produkt Anlasa jest bardzo miękki. Z jednej strony daje to większą przyczepność, ale z drugiej ta opona nie jest trwała. Szybko się rwie i ściera. Coś za coś. Dlatego żużlowcy muszą zagryźć zęby i płacić. Sukces kosztuje. W żużlu to nie tylko pot wylany na treningu, ale i gruba kasa, którą trzeba wyciągnąć z portfela na zakup sprzętu.