Rozgromiona w 59 minut przez Świątek. Teraz odpowiedziała tym samym. 6:0 na dobry początek
Dla Ewy Lys ten sezon jest przełomowy: odniosła sukces w Australian Open, choć przegrała w nich finał kwalifikacji. Awansowała do najlepszej setki rankingu, niedawno już do TOP 50. Dwukrotnie grała z Igą Świątek, tamto spotkanie w Melbourne trwało niespełna 60 minut, Niemka wygrała w nim jednego seta. A teraz coraz częściej sama w taki sposób demoluje rywalki. Jak choćby w poniedziałek na starcie turnieju WTA 250 w Hong Kongu. Przekonała się o tym 19-letnia Kristiana Sidorowa.

Turnieje rangi 250 w Jiujiangu, Madrasie i Hong Kongu de facto kończą zasadniczą część sezonu tenisowego dla zawodniczek z najlepszej setki - te najlepsze czeka jeszcze rywalizacja w WTA Finals, już od najbliższej soboty. A później będą już tylko mniejsze imprezy - aż do początku stycznia i rozpoczęcia United Cup oraz WTA 500 w Brisbane.
Ten sezon zdecydowanie na plus może zapisać sobie urodzona w Kijowie reprezentantka Niemiec Eva Lys. Zwykle uśmiechnięta, której nastroju nie psują nawet porażki. Rok zaczęła od rywalizacji w Brisbane, jako 131. tenisistka świata musiała grać w kwalifikacjach - i ich nie przeszła. Przegrała też finał kwalifikacji Australian Open z Destanee Aiavą, by jednak w ostatniej chwili wskoczyć do drabinki jako "szczęśliwa przegrana", w miejsce wycofanej tuż przed pierwszym meczem Anny Kalinskiej. Wygrała trzy pojedynki, dotarłą do drugiego tygodnia zmagań, zmierzyła się o ćwierćfinał z Igą Świątek. Ich mecz trwał tylko 59 minut, Lys wygrała zaledwie jednego gema, ale i tak świętowała.
W kolejnym rankingu pierwszy raz znalazła się bowiem w najlepszej setce tenisistek świata.
To otworzyło Niemce drzwi do wielu lepszych turniejów, w 2025 roku rozegrało dziewięć spotkań z zawodniczkami z TOP 10. Wygrała jedno, historyczne - w Pekinie z Jeleną Rybakiną. Drugi raz zmierzyła się też ze Świątek, wytrwała na korcie w Montrealu o 13 minut dłużej, zdobyła też trzy gemy więcej niż w Melbourne. To jednak wciąż dla niej za wysokie progi. A jednak w starciach z zawodniczkami spoza ścisłego topu radzi sobie ostatnio coraz lepiej.
WTA Hong Kong. Znakomita obsada turnieju o randze 250. Znacznie lepsze niż część 500-tek
Gdyby 23-letnia reprezentantka Niemiec wybrała grę w Madrasie w Indiach, a ranga zawodów byłą ta sama, miałaby w drabince "jedynkę". A w chińskim Jiujiangu - "dwójkę". Zdecydowała się jednak na grę w Hong Kongu, tu do imprezy WTA 250 organizatorzy znów namówili kilka gwiazd. W ostatniej chwili zdecydowała się triumfatorka imprezy w Tokio Belinda Bencic, są też: Victoria Mboko, Leylah Fernandez, Sofa Kenin, Maya Joint czy Anna Kalinska. W efekcie... Lys nie została rozstawiona.

W pierwszej rundzie nie mogła narzekać, trafiła na 19-letnią Rosjankę Kristianę Sidorową, zawodniczkę z szóstej setki rankingu. W drugiej może już jednak czekać Fernandez, jeśli Kanadyjka wygra swoje pierwsze spotkanie.
Tak jak się można było spodziewać, Niemka nie zostawiła rywalce żadnych złudzeń. W pierwszym secie tylko drugi gem był zacięty, choć serwująca Sidorowa ani razu nie miała piłki na wygranie. Lys w końcu wykorzystała czwartego break pointa i podwyższyła na 2:0. A w pięciu innych gemach w tej partii oddała rywalce zaledwie cztery punkty. 6:0 po 22 minutach.
Taka dominacja rzadko zdarza się na tym poziomie, być może nieco zdekoncentrowała Niemkę. Na początku drugiego seta popełniała błędy, dała się przełamać, Sidorowa cieszyła się po raz pierwszy. A później po raz drugi i trzeci, gdy w szóstym gemie obroniła aż siedem break pointów i wyrównała na 3:3. Na tym już stanęła, kolejne trzy gemy dołożyła Eva. I wygrała 6:0, 6:3.
Jeśli nie przytrafi się nic zaskakującego, Lys zakończy ten sezon w TOP 50 rankingu WTA. A jeśli wygra cały turniej w Hong Kongu, "zakręci" się w okolicy dającej rozstawienie w Australian Open. Będzie mogła wówczas powalczyć o nie w pierwszym tygodniu australijskich zmagań w nowym roku.














