As Polki w kluczowej akcji, pogromczyni Świątek ruszyła do sędzi. Nic z tego, mamy finał WTA
Już za tydzień w Rijadzie zacznie się ostatni akord tenisowego sezonu dla światowej czołówki - WTA Finals. Kończą się więc ostatnie turnieje, choć nie mają one już znaczenia dla obsady zmagań w Arabii Saudyjskiej. Miło jednak, że nawet bez Igi Świątek, polscy kibice i tak mają powody do radości. A to za sprawą Katarzyny Piter, która po roku znów zameldowała się w finale WTA 250 w Kantonie. I to po niezwykłym spotkaniu, w którego końcówce z pretensjami do sędzi ruszyła Alexandra Eala. Nic nie wskórała.

Rok temu w dwóch kończących tour turniejach WTA 250 Katarzyna Piter meldowała się w finale - najpierw w Kantonie, później w Jiujiangu. Zdobyła za to 326 punktów, miała na początku tego sezonu spokój w doborze imprez w Australii, a później na innych kontynentach. W deblu to szczególnie istotne, gdy do rywalizacji mogą wskakiwać też singlistki, korzystając z lepszego ze swoich rankingów.
Po ponad 50 tygodniach przyszedł czas na obronę tych zdobyczy, w Kantonie doświadczona zawodniczka z Poznania połączyła siły z Janice Tjen, objawieniem z US Open. Dziś zawodniczką z czołowej setki rankingu singlowego, niedawną finalistką WTA 250 w Sao Paulo i triumfatorką WTA 125 w Jinan.
I razem stały się też objawieniem turnieju w Kantonie, mimo że w turniejowej drabince nie zostały w ogóle rozstawienie. W niedzielę zagrają tu u tytuł.
WTA Kanton. Katarzyna Piter wspólnie z Janice Tjen grały o finał. Po drugiej stronie siatki m.in. Alexandra Eala
Polka i Indonezyjka rozegrały wcześniej w Kantonie dwa spotkania - oba kończyły się rozstrzygnięciami w trzecich setach. Najpierw wyeliminowały duet z Francji, z byłą mistrzynią Rolanda Garrosa w tej specjalności: Kristiną Mladenovic. I to ta tenisistka będzie zresztą partnerkę Piter w kolejnych zawodach w Jiangxi.
A później pokonały najwyżej rozstawiony duet w turnieju: Amerykankę Quinn Gleason i Rosjankę Jelenę Pridankinę, w trzeciej partii był wynik 10-8.

A dziś stanęły do zmagań z parą: Alexandra Eala (Filipiny)/Nadija Kiczenok (Ukraina). Ta druga jest świetną deblistką, w karierze wystąpiła w 22 finałach w głównym cyklu WTA, w tym roku w trzech (Linz, Hamburg, Praga). A Ealę kibice zdążyli już poznać głównie za sprawą jej indywidualnych występów, szczególnie w WTA 1000 w Miami, gdzie pokonała m.in. Jeleną Ostapenko, Madison Keys, a przede wszystkim: Igę Świątek.
Półfinał był niezwykle zacięty, w pierwszym secie nie doszło do żadnego przełamania. Choć więcej okazji na przełamanie miały Filipinka z Ukrainką, czterokrotnie zaś decydowały pojedyncze akcje przy stanie równowagi.
A w tie-breaku Piter z Tjen prowadziły już 4-1 - i wtedy klasę pokazała Kiczenok. To głównie dzięki niej rywalki wygrały sześć kolejnych akcji, zapisały tego seta na swoje konto.
W drugim secie breaki już się pojawiły, jako pierwsze uzyskały go Eala z Kiczenok - przy serwisie Tjen. Było 2:0 dla nich, a za chwilę już... 2:5. Były jeszcze nerwowe momenty, bo rywalki przełamały też i poznaniankę, ale ostatecznie w meczu zrobił się remis - po secie 6:3 na korzyść Piter i Tjen.
Decydowała więc ostatnia partia, rozgrywana do 10 punktów. I choć od razu Tjen straciła atut serwisu, to później cztery razy cieszyła się ona, do spółki z Piter. A dużo w tym pomogła Kiczenok, swoimi nieudanymi zagraniami.

I już poznanianka poszła za ciosem, grała fenomenalnie. Zrobiło się 7-2, później 9-3. Ten punkt Piter zaliczyła asem - piłka trafiła gdzieś w okolicy narożnika kara serwisowego. Rywalki ruszyły z protestami do sędzi z Kazachstanu Miry Kaukiejewej. Zwłaszcza Eala, choć serwis był na Kiczenok. Nic nie załatwiły, decyzja nie została zmieniona, a Piter z Tjen już siedziały na ławeczce, przed zmianę stron.
A później dołożyły brakujący punkt: wygrały 6:7 (4), 6:3, 10-5. I w niedzielę zagrają o tytuł.













