Już sama obecność Evy Lys, zawodniczki z drugiej setki rankingu WTA, w czwartej rundzie Australian Open była sporym zaskoczeniem. A nawet sensacją, bo przecież niespełna o rok młodsza od Świątek Niemka przegrała w Melbourne już w finale kwalifikacji, z Destanee Aiavą. W ostatniej chwili, leżąc na stole do masażu, dowiedziała się, że zastąpi rozstawioną tu Anną Kalinską, przejęła jej rozstawienie w drabince. Wygrała z Kimberly Birrell, Varvarą Grachevą oraz Jaqueline Cristian. I w walce o ćwierćfinał wpadła pod walec, który nazywa się "Iga Świątek". Australian Open. 6:0 i 6:1 dla Igi Świątek w starciu z Evą Lys. Niemka cieszyła się w drugim secie W meczu z Polką Niemka dość szybko została pozbawiona złudzeń, że będzie w stanie sprawić megasensację. Nie miała ku temu żadnych argumentów, przede wszystkim związanych ze swoim serwisem. Dość powiedzieć, że najszybsze pierwsze podanie Lys wynosiło 159 km/godz, średnie Igi - 167 km/godz. A najmocniejsze - aż 180. Nic więc dziwnego, że Polka od razu atakowała returnem. 23-letnia zawodniczka z Raszyna wygrała pierwszą partię 6:0, w drugiej już 3:0, gdy najpierw Niemka świetnie uderzyła forhendem i zdobyła punkt, a za moment domknęła gema, po forhendzie Polki w siatkę. I to był moment największej wrzawy na Rod Laver Arena - najważniejszym obiekcie w Melbourne Park. Kibice wiwatowali, że zawodniczka skazywana na pożarcie wreszcie coś wygrała. Równie ważna, a może jeszcze ważniejsza była reakcja zawodniczki z Glinde, miasta w kraju związkowym Szlezwik-Holsztyn. Zacisnęła pięść, zaczęła się cieszyć co najmniej tak, jakby wygrała seta. I nie była to radość udawana. Dlaczego, skoro nie dawała wygranej, nie pozwalała uniknąć pogromu? Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do słów, które w grudniu wypowiedział Jodie Burrage - brytyjska tenisistka, która w Melbourne odpadła w drugiej rundzie, choć była o krok od wygrania seta w starciu z Coco Gauff. Jodie Burrage nakreśliła, jak czują się tenisistki przed starciem z Igi Świątek. Choć zapewne nie te najlepsze Burrage nie jest w kobiecym tourze zawodniczką anonimową, nie jest też wielką gwiazdą. Ma jednak za sobą pojedynki z Aryną Sabalenką, Jasmine Paolini czy Coco Gauff, wygrywała już z Magdą Linette i Magdaleną Fręch. I w rozmowie z Tennis365.com mówiła przed Świętami, że Iga Świątek budzi u niej przerażenie. Mecz z Sabalenką w US Open potraktowała normalnie, przegrała dość wyraźnie oba sety, ale miała w nich szanse, by poważniej zaistnieć. Jak teraz w Melbourne w starciu z Gauff. Tyle że ich nie wykorzystała. A z Polką jeszcze nie grała, co nie zmienia faktu, że pozwoliła sobie na stwierdzenie: I właśnie w tej sytuacji na Rod Laver Arena znalazła się w poniedziałek Eva Lys - przegrała już 0:6 pierwszego seta, była na dobrej drodze, by tak samo przegra drugiego. Tego samego doświadczyła na Roland Garros kilka miesięcy temu Anastazja Potapowa, została zdemolowana przez Polkę "rowerem" w 40 minut. Także w meczu o ćwierćfinał, gdy starcia powinny być już w teorii wyrównane. Burrage powiedziała wówczas jeszcze: "Żadna z nas nie chce być ofiarą takiego bajgla". Niemka uniknęła teraz drugiego w meczu, bo jednego i tak już dośwadczyła. A doznała tego po raz pierwszy od sierpnia zeszłego roku, gdy w Hamburgu przegrała z Anną Bondar 0:6, zanim poddała tamto spotkanie. W ćwierćfinale Igę Świątek czeka - w teorii - większe wyzwanie. Na jej drodze znajdzie się rozstawiona z ósemką Amerykanka Emma Navarro.