"Nie za często bywa się w półfinale Wielkiego Szlema. Dlatego chcę się na razie nacieszyć tym półfinałem, zanim zacznę o tym wszystkim na spokojnie myśleć, jak już emocje opadną. Nie chcę jeszcze gdybać, co będzie w półfinale, na to będzie czas w czwartek, kiedy usiądę z trenerem i będziemy się zastanawiać, co i jak. Teraz jestem szczęśliwy i liczę, że rozegram tu jeszcze dwa mecze" - powiedział Janowicz. To drugi wielki wynik w karierze Polaka, bowiem w listopadzie ubiegłego roku wystąpił w finale imprezy ATP Masters 1000 w paryskiej hali Bercy. "Jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Awansowałem tu do półfinału, co jest moim najlepszym wynikiem, ale wciąż mam w głowie tamten występ w Paryżu, w finale. Tu jest inna sytuacja, bo to Wielki Szlem, w dodatku to Wimbledon, który jednak stawiam przed Bercy" - dodał. Po zwycięskim punkcie położył się na korcie z zakrytą dłońmi twarzą i płakał. Chwilę później podszedł do niego Kubot i mocno się objęli, po czym ...wymienili koszulkami. "Moje emocje są rzeczą, nad którą nie da się panować czy kontrolować. Nie potrafię powiedzieć, jak długo trwają po takim meczu i kiedy to przechodzi. Tak się po prostu dzieje i nie zamierzam z tym walczyć, a koszulkę Łukasza będę trzymał na pamiątkę, bo to był ważny dzień dla polskiego tenisa" - powiedział Janowicz. Tenisista z Łodzi wygrał w środę po dwóch godzinach i siedmiu minutach wyrównanej walki, pełnej potężnych serwisów, ale i ataków Kubota, grającego przez większość czasu w stylu serwis-wolej. "Był to jeden z najtrudniejszych meczów w mojej karierze. Nigdy jeszcze nie miałem okazji grać w Wielkim Szlemie o półfinał, nigdy wcześniej nie grałem z Łukaszem, który zagrał naprawdę świetny mecz. Znakomicie serwował, często był przy siatce i cały czas trzymał mnie pod presją" - zaznaczył Janowicz. W pierwszej partii, przy stanie 5:4, Kubot nie wykorzystał setbola, bowiem uderzona przez niego piłka podczas dłuższej wymiany z tyłu kortu zatrzymała się na taśmie. "Całe szczęście, że wtedy nie zdenerwowałem się za bardzo i nie cofnąłem do defensywy, tylko podczas tego set pointa grałem cały czas agresywnie. Gdyby go wygrał, to później byłoby o wiele ciężej, bo on złapałby więcej pewności siebie. To był ciężki mecz i w każdej chwili mógł się tak naprawdę skończyć takim samym wynikiem, ale w drugą stronę" - zauważył pierwszy w historii polski półfinalista turnieju wimbledońskiego. Kolejnym rywalem Polaka będzie w piątek Szkot Andy Murray, wicelider rankingu ATP World Tour, ubiegłoroczny finalista Wimbledonu i mistrz olimpijski igrzysk w Londynie. Janowicz pokonał go w ich jedynym spotkaniu, podczas zwycięskiego marszu w hali Bercy, gdzie ograł w sumie pięciu graczy z z czołowej dwudziestki światowego rankingu. "Murray jest zawodnikiem kompletnym, więc w jego grze wszystko praktycznie będzie mi sprawiać trudność. No i publiczność będzie mu pomagać. Andy ma świetny return, znakomicie gra z głębi kortu, cechuje go regularność, agresywny, niebezpieczny forhend wzdłuż linii i mnóstwo, mnóstwo zalet. Mam nadzieję, że w piątek wyskoczę na niego z całym swoim arsenałem" - powiedział Janowicz. W półfinale z Murrayem będzie rywalizował na korcie centralnym, na którym w ubiegłym tygodniu pokonał Hiszpana Nicolasa Almagro w trzeciej rundzie. "Jeśli miałbym wybierać między dwoma największymi kortami, to zdecydowanie wolę kort centralny. Na nim na pewno jest zawsze świadomość, że gdyby nawet padało, to uda się mecz dokończyć. Na pewno pomoże mi to, że już na nim grałem. Dzięki temu wiem, jaka jest jego akustyka, bo w środku panuje minimalne echo, co sprawia, że gra się nieco inaczej" - dodał.