Polacy i Niemcy inaugurowali tym spotkaniem mistrzostwa świata, wcześniej w Herning w naszej grupie A rozegrano spotkanie Szwajcaria - Czechy. Skończyło się remisem 17:17, z tymi zespołami Biało-Czerwoni zmierzą się w piątek i niedzielę. Do drugiego etapu awansują trzy najlepsze zespoły, zabierając ze sobą bezpośrednie wyniki. I dlatego spotkanie z Niemcami było tak ważne. Można nawet zakładać, że jeżeli Polacy marzyli o awansie do najlepszej ósemki na świecie, to musieli wygrać właśnie dzisiaj. W drugim etapie z Danią nie będzie na to większych szans, cała reszta będzie co najwyżej na naszym poziomie. Na ten wynik czekał Lijewski. Trener mistrzów Polski zły na starcie mundialu Tylko jak tu wygrać z wicemistrzami olimpijskimi, zdecydowanymi faworytami w tej grupie? Okazało się, że była taka szansa. Pierwszą połowę Niemcy wygrali 15:14, ale równie dobrze wynik mógł być odwrotny. Przy remisie 14:14 to Polacy mieli piłkę, gdy na niecałe pół minuty przed końcem Marcin Lijewski poprosił o przerwę. Macedońscy sędziowie bardzo szybko zasugerowali grę pasywną, nasi zawodnicy chyba nawet tego nie zauważyli. I stracili piłkę po zbyt dużej liczbie podań. Kontra, bramka - faworyci prowadzili. Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Niemcy pierwszym rywalem Polski. Fenomenalny bój Biało-Czerwonych Polacy nie wystraszyli się wicemistrzów olimpijskich, grali momentami wyśmienicie. Lijewski zdecydował się na wystawienie w drugiej linii ponad dwumetrowego Ariela Pietrasika oraz dwóch niskich graczy: Piotra Jędraszczyka i Arkadiusza Morytę. Ten pierwszy grał niczym kiedyś Karol Bielecki - wyskok z 10. metra i potężny rzut w kierunku bramki. A znakomity Andreas Wolff nie był w stanie nic zrobić. Bardzo pomagał drugi dwumetrowiec, czyli Kamil Syprzak. Obrotowy PSG był klasą samą w sobie, robił miejsce kolegom, ustawiał się, przejmował podania. A asystował mu znakomicie głównie Moryto, to dawało bramki. W obronie Polacy grali dość przeciętnie, już po 20 minutach dwie kary miał na koncie Maciej Gębala. Za tą defensywą był jednak Adam Morawski - spisywał się kapitalnie. W swoim Melsungen, rewelacji Bundesligi, zbierał już wiele pochwał. Dziś tę formę pokazywał w kadrze, zatrzymywał po kolei wszystkie gwiazdy rywali. Jedynie Johannes Golla trafiał z koła bezbłędnie, no ale on miał ułatwione zadanie, polscy obrońcy często o nim zapominali. Biało-Czerwoni nie wystraszyli się więc znakomitego przeciwnika, grali odważnie. W 11. minucie prowadziliśmy 6:4, po kwadransie był remis 7:7. Niemcy nie byli w stanie uciec, choć Wolff, zwany w Polsce "Wilkiem", zatrzymał z rzutów karnych Syprzaka i Mikołaja Czaplińskiego. Jeszcze na pięć minut przed końcem Lijewski mógł tylko klaskać, Syprzak i Pietrasik mieli po pięć trafień, a na tablicy był wynik 13:11. W końcówce zabrakło trochę opanowania, ale wicemistrzowie z Paryża wiedzieli już, że nic za darmo w Herning nie dostaną. Kiepski początek drugiej połowy, Niemcy uciekli na trzy trafienia. A mogli na cztery. I szybka riposta Polaków Aby zachować szansę do samego końca na sukces, a takim byłby nawet remis, musiały zostać spełnione pewne warunki. Tym podstawowym była oczywiście nadal świetna gra Morawskiego, który w pierwszej połowie miał dziewięć obron i 38 procent skuteczności w bramce. No i skuteczność naszych liderów w ataku: Pietrasika i Syprzaka. Ten pierwszy szybko huknął z dystansu, ten drugi też dostał kapitalne podanie od Moryty, ale przegrał pojedynek z Davidem Späthem, który już pod koniec pierwszej połowy zastąpił Wolffa. Polacy jednak trochę zostali za rywalami, w 33. minucie Niemcy odskoczyli na trzy trafienia (18:15). Sytuacja zaczęła wyglądać źle, za dużo było błędów w polskiej ekipie. Niemcy mogli prowadzić czterema bramkami, Lucas Mertens zmarnował idealną kontrę. Za chwilę Morawski zatrzymał Juriego Knorra, trafił Czapliński - i mieliśmy kontakt. Mecz zrobił się bardzo szybki, kontaktowy - Biało-Czerwoni wytrzymywali to tempo. W 39. minucie znów był remis, 21:21. Niestety, ostatni w tym spotkaniu. Polacy sami zmarnowali ogromną szansę. Niemcy znów odskoczyli na trzy bramki, ale stracili Knorra (kontuzja), a później wyleciał z boiska najlepszy wśród rywali Renārs Uščins, który rzucił w twarz Morawskiego. Co z tego, skoro Biało-Czerwoni zmarnowali kolejne dwa rzuty karne: najpierw Paweł Paterek, po nim drugi raz Syprzak. Dopiero Mateusz Wojdan, grający czwarty mecz w reprezentacji, przełamał niemoc drużyny. A później niemoc z karnych przełamał Moryto - on zna Wolffa ze wspólnej gry przez lata w Kielcach. Niemcy jednak wciąż prowadzili różnicą dwóch-trzech bramek. W piłce ręcznej to nie jest wcale dużo, ale czas upływał, coraz bliżej już było końca. W 52. minucie wicemistrzowie olimpijscy pierwszy raz uciekli na cztery trafienia (29:25). To już im wystarczyło, wygrali ostatecznie 35:28, nasi wyraźnie osłabli. W piątek o godz. 18 Polska zagra w Herning z Czechami. Niemcy - Polska 35:28 (15:14) Niemcy: Wolff (10/28 - 36 proc.), Späth (3/13 - 23 proc.) - Uščins 10, Golla 6, Knorr 5, Witzke 5, Mertens 3, Köster 2, Grgic 1, Fischer 1, Lichtlein 1, Zerbe 1, Stenert, Dahmke, Kastening. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 0/0. Polska: Morawski (12/40 - 30 proc.), Jastrzębski (1/7 - 14 proc.) - Pietrasik 7, Syprzak 6 (1 z karnego), Jędraszczyk 4, Moryto 2 (1), Czapliński 2, Wojdan 2, Olejniczak 2, Czuwara 1 Marciniak 1, Gębala 1, Paterek, Przytuła, Rogulski, Adamski. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 2/6.