Druga część mistrzostw świata piłkarzy ręcznych zakończy się w niedzielę, we wtorek ruszą już spotkania 1/4 finału. Mówimy tu oczywiście o zmaganiach najlepszych drużyn, a nie o najsłabszych reprezentacjach, walczących o Puchar Prezydenta. W tym gronie, niestety, znalazła się Polska. Biało-Czerwonym został jeszcze sobotni mecz z Gwineą, a później rywalizacja we wtorek o 25. miejsce na świecie. Najlepsi zaś kończą zasadniczą część turnieju, w czwartek oficjalnie poznaliśmy pierwsze trzy drużyny, które we wtorek powalczą w ćwierćfinałach. I tu wielkich niespodzianek nie ma: to Francja, Dania oraz Niemcy. Blisko tego w drugiej są też Węgrzy, wystarczy im do tego pokonanie w sobotę bardzo przeciętnego już Kataru. Po niespodziewanym początku przyszedł zwrot akcji. Polska zwycięska na mundialu Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Dania i Francja wciąż bez porażki, już w ćwierćfinale. Kuriozalny gol dla Holandii W czwartkowych spotkaniach po raz kolejny ze znakomitej strony pokazali się Duńczycy, którzy na tym etapie rzucili już 40 bramek we wtorek Niemcom. Teraz mogli powtórzyć ten wyczyn w starciu z innym pogromcą Biało-Czerwonych, czyli Szwajcarią. Trochę "przeszkodzili" argentyńscy sędziowie, którzy nie uznali bramki Magnusa Landina, po efektownej wrzutce, na niecałe dwie minuty przed końcem. Szwajcaria zaś trafiła na 28:39 na pięć sekund przed końcem, więc bramkarz mistrzów olimpijskich Emil Nielsen nie silił się nawet na szybkie wznowienie gry. Francja też ma komplet pięciu zwycięstw - może nie są tak efektowne, jak te Duńczyków, ale w Chorwacji i tak nie ma mocnych na ekipę "Trójkolorowych". W czwartek podopieczni trenera Guillaume'a Gille'a pewnie pokonali Holandię 35:28 (19:13). I pewnie mecz ten szybko zostałby zapamiętany, gdyby nie historia jednego trafienia z pierwszej połowy. Z udziałem trzech sław światowego szczypiorniaka. W 20. minucie Francuzi prowadzili 12:8, as Barcelony Dika Mem raz za razem karcił trafieniami bramkarza "Pomarańczowych". Faworycie grali jednak wtedy w osłabieniu, po wykluczeniu Nedima Remiliego, gdy piłkę przechwycił Luc Steins. Rozgrywający PSG, niski, ale za to piekielnie szybki, rzucił od razu w kierunku bramki rywali, w której nie było wtedy Remiego Desbonneta. I można przypuszczać, że byłby to rzut niecelny, gdyby we wszystko nie włączyli się gracze z pola. Najpierw piłkę chciał zbić wracający do obrony skrzydłowy Industrii Kielce Dylan Nahi, ale tylko ją trącił. A później to samo uczynił końcami palców Elohim Prandi - i tak pomógł swojemu koledze z PSG cieszyć się z pierwszego trafienia w spotkaniu. Niewiele to jednak pomogło, choć za moment Steins poprawił na 10:12. Później wyraźnie lepsi byli już mistrzowie Europy, którzy pierwszą połowę wygrali 19:13. I spokojnie utrzymali prowadzenie do końca, wygrali 35:28. W piątek druga kolejka w grupach numer trzy i cztery - w nich sytuacja na razie jest zdecydowanie bardziej ciekawa. I niewykluczone, że piątkowe spotkania nie wyłonią jeszcze ćwierćfinalistów. Najbliżej tego jest na razie Islandia.