Rekordowy transfer do Bundesligi na ostatniej prostej. Takiej sumie się nie oparli

Bośniak jesienią zdobył dziewięć goli - był najlepszym strzelcem zespołu i piątym Ekstraklasy. W przerwie zimowej próbowały go ściągnąć Raków Częstochowa i węgierski Ujpest, a zainteresowany był też Lech Poznań. Proponowany kwoty były za niskie, zwłaszcza że Widzew to jeden z nielicznych polskich klubów, który przynosi dochody.

Kilkanaście dni temu do gry wkroczyło FC Koln, które chce wrócić do Bundesligi. Rondić dogadał się w kwestii indywidualnego kontraktu, ale było daleko do porozumienia. Oferty niemieckiego klubu był za niskie. 30 stycznia Widzew poinformował nawet, że odstąpił od negocjacji.

Bośniak był jednak zdeterminowany, by odejść do drugiej Bundesligi. Nawet się rozchorował i nie mógł zagrać w meczu Lecha Poznań z Widzewem. "Jego zachowanie jest dla mnie osobistym rozczarowaniem. Chcę mieć jednak tylko nadzieję - bo to młody chłopak - że po prostu nie radzi sobie z dużym zainteresowaniem jego osobą. Nie oznacza to jednak, że jako Widzew, mamy godzić się na zaniżone kwoty transferowe oraz dać wywierać na sobie presję przez środowisko zawodnika czy niemieckie media." - podkreślał Michał Rydz, prezes Widzewa.

Rondić oficjalnie z powodu choroby nie zagrał z Lechem, ale następnego dnia pojechał do Niemiec. Tam przechodzi badania. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, w poniedziałek 3 lutego, czyli w dniu zamknięcia okna transferowego w Niemczech umowa zostanie podpisana.

Według niemieckiego "Bilda" FC Koln wyłoży za Rondicia 1,5 mln euro, a do tego w umowie ma być zapisane 10 procent dla Widzewa od kolejnego transferu. Dla łodzian to rekordowy transfer w XXI wieku.

Zostanie im jednak trzy tygodnie, by zapełnić lukę po odejściu najlepszego napastnika. W kadrze są jeszcze Said Hamulić i Hubert Sobol, ale żaden z nich nie zdobył choćby jednego gola w Ekstraklasie w tym sezonie. W tabeli łodzianie na razie zajmują dziesiąte miejsce z siedmioma punktami przewagi nad strefą spadkową.