Damian Gołąb, Interia: Niedawno przedłużyłeś kontrakt z klubem aż o cztery lata. Lubisz stabilizację? Mateusz Bieniek, środkowy Aluron CMC Warty Zawiercie i reprezentacji Polski: Lubię. Jestem mega szczęśliwy, że udało nam się porozumieć. I mam nadzieję, że jeszcze kilka lat spędzę w Zawierciu. Bardzo dobrze się tutaj czuję, z ludźmi, których mam wokół. Zaczynając od prezesa, przez trenera, na kibicach kończąc. Wszystko się zgadza. Wygląda na to, że jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, doczekasz się w klubie nowej hali. Zgodnie z planem powinna powstać w trzy lata. A chyba tego najbardziej brakuje w Zawierciu? Atmosfera w waszej hali jest gorąca, ale jednak sam obiekt przestaje spełniać wymogi i coraz częściej musicie się przenosić do Sosnowca. - Mam nadzieję, że doczekam i będzie mi dane zagrać w nowej hali w Zawierciu. Ale kiedy powstanie, to nie wiem. Brakuje takiego obiektu, bo zespół jest z najwyższego światowego topu, a hali nie mamy. Na pewno by się przydała. W tym sezonie play-offy będziemy rozgrywać poza Zawierciem, w Sosnowcu. Tam też dobrze się czujemy, zawsze fajnie nas tam witają, nasi fani tłumnie za nami jeżdżą. To też nowe doświadczenie. Ale w Zawierciu nowa hala na pewno jest potrzebna. Nie masz więc poczucia, że dużo tracicie, kiedy trzeba przenosić się na mecze do Sosnowca? W Lidze Mistrzów w tym sezonie pokonaliście tam wszystkich. - Odkąd tam gramy, przegraliśmy tam chyba tylko złotego seta z Rzeszowem. Bilans jest niezły. Wiadomo, że nie trenujemy tam na co dzień, ale dobrze się tam czujemy. I wygrywamy, co daje nam pozytywnego kopa. Zaskoczenie w meczu wicemistrzów Polski. Ostatni zespół ligi się postawił Mateusz Bieniek wprost o Michale Winiarskim. Opinia idzie w Polskę Wspomniałeś o trenerze. Przedłużenie kontraktu przez Michała Winiarskiego upewniło cię, że warto zostać w Zawierciu? - To była jedna z najważniejszych rzeczy. Bardzo sobie cenię współpracę z trenerem Winiarskim. Mam wrażenie, że dobrze się rozumiemy, nadajemy na podobnych falach. Podoba mi się, jak prowadzi zespół, jak dużo czasu na niego poświęca, jaką energię ma podczas treningów i meczów. Cieszę się, że mamy już takiego młodego wiekiem trenera, Polaka, który ze swoją wiedzą i umiejętnościami może prowadzić najlepsze zespoły i reprezentacje na świecie. Tomasz Fornal jakiś czas temu w rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem w podcaście "Przeglądu Sportowego" powiedział, że Michał Winiarski wydaje się naturalnym następcą Nikoli Grbicia w reprezentacji Polski. Oczywiście życząc trenerowi Grbiciowi jak najdłuższej pracy w Polsce, jesteś podobnego zdania co do Winiarskiego? - Nie wiem, jakie plany ma trener Winiarski. Wiem tylko, że bardzo ceni sobie pracę z reprezentacją Niemiec, jest zadowolony z pracy, jaką wykonuje, jak jest tam traktowany. Stąd też pewnie przedłużył kontrakt do kolejnych igrzysk. Myślę więc, że jest mu tam dobrze. Ale koniec końców pewnie kiedyś zostanie trenerem reprezentacji Polski, bo ma ku temu wszystkie możliwości. Również nie życzę Nikoli, żeby się pakował z Polski. Życie trenera jest jednak takie, że raz jesteś w jednym miejscu, raz w drugim i od takich spekulacji nie uciekniemy. Pewnie co jakiś czas będą się pojawiać. Ale fakty są takie, że trener Winiarski ma kontrakt z Niemcami na najbliższe lata i w Zawierciu też. Spekulacje to też dowód na to, że trener Winiarski wykonuje dobrą robotę. - Dokładnie tak. Nawet nie wiedziałem, że Tomek tak powiedział. Ale to tylko świadczy, że opinia o trenerze Winiarskim idzie w Polskę, bo Tomek Fornal z nim przecież nigdy nie pracował. A jak tej klasy zawodnik wypowiada się pozytywnie, to pewnie skądś informacje ma. I to nie ja mu to mówiłem! (śmiech) Tomek Fornal jest jednym z paru twoich kolegów z kadry, którzy po sezonie wybierają się za granicę. Przed przedłużeniem kontraktu w Zawierciu rozważałeś oferty z zagranicy? - Miałem kontrakt jeszcze na kolejny rok, na półtora sezonu. Od początku rozmawiałem tylko z Zawierciem o przedłużeniu kontraktu. Nie rozważaliśmy zupełnie żadnych innych opcji. Kiedy pojawiła się możliwość, że można z Zawierciem dogadać się na kolejnych kilka lat, to było priorytetem dla mnie, menedżera, a mam nadzieję, że i dla prezesa. I miałeś spokojną głowę, uniknąłeś spekulacji na temat swojej przyszłości. A dziś pierwsze plotki transferowe pojawiają się przecież już w październiku albo i wcześniej. - Śmiałem się, że robię eksperyment, czy uda się utrzymać moje przedłużenie kontraktu praktycznie do samego końca w tajemnicy. I udało się (śmiech). Jak się nie mówi zbyt wielu osobom, to da się to zrobić, tak samo podpisywanie umów z nowymi klubami. Do ogłoszenia kontraktu wiedziało o tym tylko kilka osób. Trzeba wiedzieć, komu można powiedzieć (śmiech). Spekulacji transferowych wokół ciebie nie ma, ale stałeś się jedną z twarzy sukcesu w Paryżu, pierwszego medalu olimpijskiego od lat. Po igrzyskach poczułeś wokół siebie większe zainteresowanie, stałeś się bardziej rozpoznawalny? - Nie. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że ludzie mnie poznają. Zwłaszcza, że większość roku spędzam w Zawierciu, a to miasto bardzo mocno żyje siatkówką. Tutaj więc większość osób mnie kojarzy. Ale ten ogromny sukces, który udało się latem osiągnąć, spowodował fajny boom na siatkówkę. Tyle lat była walka o medal olimpijski, wreszcie udało się przełamać złą passę i wreszcie ten medal jest. I o tych, którzy go zdobyli, na pewno ludzie jeszcze za kilka lat będą pamiętać. "Kosmos" w wykonaniu polskiego siatkarza. Znów może myśleć o grze w reprezentacji Siatkówka. Wicemistrz olimpijski z szansą na medal w Lidze Mistrzów. "Możemy namieszać" Kibice cię rozpoznają, ale chyba jesteś osobą, która dba o swoją prywatność? Porównując to, co pokazujesz na swoim profilu na Instagramie, do profilów niektórych siatkarzy, u ciebie są głównie rzeczy związane ze sportem. Nie odsłaniasz za wiele prywatności. - Jakieś prywatne rzeczy, na przykład z wakacji, tam jednak są. Na pewno część zawodników dodaje więcej niż ja. Nie wiem, czy to u mnie wynika z lenistwa, czy jestem z tego pokolenia, które nie spędza tyle czasu na Instagramie. Najwięcej mam contentu związanego ze sportem, bo to zajmuje mi całe dnie i najłatwiej pokazać coś takiego. Poza siatkówką mogę przez cały rok pokazać chyba tylko Galę Mistrzów Sportu "Przeglądu Sportowego" albo jak lecę na wakacje. Aż tak ciekawego życia nie mam (śmiech). Gala Mistrzów Sportu była ciekawym przeżyciem? Zawsze wypada w środku sezonu, więc czasami siatkarzom trudno się tam pojawić. - Cieszę się, że udało mi się wszystko pogodzić. Mecze fajnie się ułożyły, mogłem dotrzeć do Warszawy. Rok wcześniej, kiedy zespół też został Drużyną Roku, grałem dzień później mecz z Nysą o godz. 14.45 i nie mogłem pojechać. Ale to naprawdę fajna zabawa. Widzisz ludzi z każdej dyscypliny, wszystkich medalistów i multimedalistów. To fajne doświadczenie. Zostaliście aż do słynnej jajecznicy? - Wyszedłem trochę wcześniej. Dużo nie brakowało, ale na drugi dzień po śniadaniu ruszałem w trasę do Zawiercia, chciałem się więc choć odrobinę wyspać. Ale do jajecznicy dotrwałem w 2019 r., mam odhaczoną. Jest smaczna, potwierdzam. Trzeba było wracać do Zawiercia, bo w klubie jest o co grać na trzech frontach. Na razie jako jedyni macie już w tym sezonie puchar, a konkretnie Superpuchar Polski. Jeśli w tym sezonie nie uda się wam dołożyć jakiegoś drugiego trofeum do gabloty, będziesz rozczarowany? Na przykład gdybyście dotarli do trzech finałów i wszystkie przegrali? - Pewnie dzień po finale powiedziałbym, że jestem rozczarowany. Ale z perspektywy czasu pewnie byśmy to docenili. Zespołów, które są zdolne do zdobywania trofeów i wygrywania finałów, jest kilka. Nie jest tak, że jest tylko Zawiercie i wszystkich ogramy. To bardzo trudne, szczególnie kiedy gra się na wszystkich frontach, jak my. Trzeba mądrze gospodarować siłami. Teraz skupiamy się na tym, by awansować do Final Four Ligi Mistrzów. To już jest historyczny sezon dla klubu w tych rozgrywkach, ale liczymy, że awansujemy do Final Four, to będzie fajna impreza. Będziemy celować w medal i tam, i w PlusLidze, a do tego próbować obronić Puchar Polski. Ale jest tyle zmiennych - czasami zwykła grypa potrafi zabrać w ważnym momencie trzech kluczowych zawodników i jest po sezonie. Mam nadzieję, że nas takie pozasportowe rzeczy nas ominą. Już w swoim życiu widziałem, że potrafią sporo namieszać. W twojej kolekcji brakuje chyba już tylko właśnie medalu Ligi Mistrzów. - Tak, brakuje. Mam nadzieję, że w tym roku uda się to odhaczyć, jakiś medal zdobyć. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Nie chcę mówić, że nie jesteśmy mocnym zespołem, że nie jesteśmy jednym z faworytów. Wiem, że mamy jakość w zespole i możemy namieszać. Ale musi zgrać się wiele rzeczy, muszą omijać nas losowe sytuacje. Głęboko wierzę, że wtedy coś fajnego na koniec sezonu uda się zdobyć. Zawiercie akurat grupę miało dość trudną, ale w Lidze Mistrzów nie brakuje meczów, w których rywale mocno odstają od czołówki. Dużo się mówi o tym, że rozgrywkom przydałaby się reforma, były pomysły stworzenia Superligi. Ty byś się pod nimi podpisał? - Mecze, które się po prostu odbywają, wygrywasz dwa sety do 15 i jednego do 23, bo pół seta przestałeś, a i tak go wygrałeś, nie przynoszą chluby siatkówce. Trzeba byłoby pewnie zakwalifikować więcej zespołów z Polski i Włoch, żeby poziom był bardziej wyrównany. Ale z drugiej strony słabsze zespoły miałyby ciężko. A dla nich przyjazd mocnego zespołu z multimedalistami, reprezentantami, jest dużym wydarzeniem. O reformach słyszę od lat, o zwiększonych premiach za Ligę Mistrzów, a za wiele się nie zmienia. Szczerze mówiąc, nie wierzę, że doczekam tych zmian, bo idzie to opornie. Bartosz Kurek się nie zatrzymuje. Ustanowił swój rekord sezonu Reprezentacja Polski wciąż z Mateuszem Bieńkiem. "Na pewno nie kończę" Jak z twoim zdrowiem? Zacząłeś sezon z opóźnieniem, dochodziłeś do siebie po urazie z igrzysk. Jak to wygląda teraz? - Jeśli chodzi o stopy, sytuacja jest ustabilizowana. Cały czas jestem pod kontrolą, jeśli chodzi o liczbę skoków, jaką wykonuję w tygodniu. Jeśli ją kontroluję, dolegliwości się nie odzywają. Wiem, że te urazy były związane właśnie z liczbą skoków. A co do innych rzeczy, zdarzają się pojedyncze sprawy, drobny problem z kolanem, ale to nic takiego, co wykluczyłoby mnie z gry na dłuższy czas. Pewnie po sezonie będę musiał się tym zająć, zobaczyć, co się dzieje. Czy poza tym, że kontrolujesz liczbę skoków, musiałeś coś jeszcze zmienić po problemach ze stopami? Miałeś dwie podobne kontuzje w różnych stopach. - Liczenie skoków to klucz. Od razu po igrzyskach pojechałem też do specjalisty z Włoch, który robi bardzo dobre wkładki do butów. Mimo że miałem już wcześniej wkładki robione w Polsce, zrobił mi nowe, całkowicie inne. W nich od kilku miesięcy pracuję. Teraz w ciągu kilku tygodni będę musiał lecieć do niego na kontrolę. Mówiłeś o tym już kilka razy, że po 30-tce organizm inaczej reaguje i trzeba bardziej zwracać uwagę na regenerację i to, co się robi. - Zdecydowanie tak. Kiedyś starsi zawodnicy o tym opowiadali i dokładnie tak jest. W pewnym wieku potrzebuję więcej czasu, by odpocząć po meczu, zregenerować się. Poświęcam więcej czasu na pracę z fizjoterapeutami w klubie. Codziennie jestem godzinę przed treningiem, kolejną godzinę po treningu też z nimi pracuję, by ciało było gotowe do ciężkiej pracy. Rok poolimpijski przynosi często zmiany w kadrze, niektórzy zawodnicy robią sobie przerwę. Jak będzie u ciebie? Żadnych zmian, zobaczymy cię w reprezentacji? - Na pewno nie kończę z kadrą. Jeśli wszystko będzie dobrze z moim zdrowiem i trener będzie mnie widział w składzie, chciałbym pomóc. Do końca maja, kiedy będzie Final Four Ligi Mistrzów, jeszcze trochę czasu. I pewnie po sezonie zbadam dokładnie kolano, usiądę z doktorem reprezentacyjnym i będziemy myśleć, jak to zdrowotnie wygląda. Jeśli będzie ok, jak najbardziej pomogę. W trakcie sezonu jesteś w kontakcie z trenerem Grbiciem? - Był u nas w Zawierciu i rozmawialiśmy, do tego się zdzwanialiśmy. Kontakt jest. Żartowałem, że ma dużo wolnego czasu, więc może jeździć. Na pewno przyjedzie na kadrę stęskniony, my będziemy po długim sezonie, a on będzie chciał długo trenować (śmiech). Rozmawiał Damian Gołąb