Sportowych ofiar skandalu może być w najbliższych dniach i tygodniach więcej. Na razie są dwie - Marius Lindvik i Johann Andre Forfang. Obaj zostali zdyskwalifikowani po sobotnim konkursie na skoczni dużej. Ten pierwszy zapłacił za to utratą srebrnego medalu. "Chciałbym przeprosić Mariusa i Johanna za sytuację, w której znaleźli się z przyczyn od nich niezależnych. Przepraszam również sponsorów, rodzinę skoczków i cały naród norweski. Tego, co zrobiłem, będę żałował do końca życia. To nie powinno nigdy się wydarzyć. Zawsze robiliśmy, co w naszej mocy, by udoskonalić kombinezony zgodnie z przepisami, ale oszukiwanie jest całkowicie niedopuszczalne" - napisał w oświadczeniu Adrian Livelten, technik serwisowy i asystent trenera kadry Norwegów Magnusa Breviga. Thurnbichler obudzony w środku nocy. Tak zaczęła się afera. Doszło do "zdrady" Brevig i Livelten zawieszeni. Deklarują współpracę z organami prowadzącymi dochodzenie W poniedziałek obaj zostali zawieszeni na czas nieokreślony przez Norweski Związek Narciarski. To pokłosie skandalu, jaki wybuchł krótko przed zakończeniem MŚ w Trondheim. Na nagraniu wideo udostępnionym przez Jakuba Balcerskiego z serwisu Sport.pl widać proceder przeszywania kombinezonów. Livelten wciela się w rolę krawca, Brevig nadzoruje. Władze FIS wszczęły oficjalne dochodzenie po proteście złożonym przez ekipy Polski, Austrii i Słowenii. Sprawa ma charakter rozwojowy. Należy spodziewać się dalszych sankcji o trudnej do oszacowania dzisiaj skali. Po wydaniu oświadczenia Livelten zapowiedział milczenie w mediach tak długo, jak długo kwestie prawne nie zostaną wyjaśnione. Podobnie jak Brevig, zadeklarował pełną współpracę z organami prowadzącymi dochodzenie. Obaj prawdopodobnie stracą piastowane do tej pory posady. Być może otrzymają również zakaz jakiejkolwiek działalności pod szyldem FIS. Norwescy skoczkowie konsekwentnie zapewniają, że nic nie wiedzieli o nielegalnych modyfikacjach kombinezonów, w których stawali na rozbiegu.