Lek na obsesję Cupiała
Drużyna Roberta Maaskanta jest pierwszym mistrzem Polski świadomym ograniczeń, jakie nakłada na niego kraj, z którego pochodzi. Czy po 15 latach porażek zaowocuje to awansem polskiego klubu do fazy grupowej Champions League?

W sezonie 2008-2009 BATE Borysów był pierwszym białoruskim zespołem w Champions League. W grupie z Juventusem, Realem Madryt i Zenitem Sankt Petersburg wywalczył trzy punkty, dwa razy remisując z Włochami, raz z Rosjanami. Dinamo Zagrzeb, jeszcze pod nazwą Croatia grało w fazie grupowej Champions League dwa razy w sezonach 1998-99 i 1999-2000 wsławiając się remisami z Ajaksem, Olympiakosem i Porto, oraz rok później z Manchesterem United na Old Trafford. Od tamtej pory zawsze przepadało jednak w eliminacjach, mimo że w jego szeregach grali piłkarze klasy Luki Modrića, Eduardo, Vedrana Ćorluki, czy Niko Kranjcara.
W sezonie 2002-2003 Maccabi Hajfa został pierwszym klubem z Izraela, który awansował do fazy grupowej Champions League. Grało w niej też dwa lata temu przegrywając wszystkie mecze z Juventusem, Bayernem i Bordeaux. W tym samym sezonie APOEL Nikozja z Marcinem Żewłakowem i Kamilem Kosowskim w składzie wywalczył z Chelsea, Porto i Atletico Madryt 3 pkt po dwóch remisach z Hiszpanami i sensacyjnym wyniku 2-2 na Stamford Bridge.
Jak widać kluby, na które może trafić Wisła w ostatecznym boju o Champions League (losowanie w piątek) mają ostatnio w tych rozgrywkach znacznie większe dokonania, niż wszystkie polskie zespoły razem wzięte. A jednak drużyna z Krakowa ma szansę przełamać 15 lat bezowocnego oczekiwania na awans do lukratywnych rozgrywek, bez którego zdaniem jej właściciela Bogusława Cupiała w Polsce nie da się zarabiać na piłce.
Cupiał przeżył już sześć porażek Wisły w eliminacjach Champions League. Przed zmianą przepisów klub z Krakowa dwa razy odpadał z Barceloną, po razie z Realem Madryt, Anderlechtem Bruksela i Panathinaikosem Ateny. Za jedyną kompromitację można uznać dwumecz z Levadią Tallin dwa lata temu. Maciej Skorża szykował formę zespołu na dalszą część sezonu, tymczasem "poległ" z hukiem już na Estończykach.
Ten sam błąd powielił kolejny znany polski trener Jacek Zieliński ignorując fakt, że powinien przygotować szczyt dyspozycji piłkarzy Lecha już na przełom lipca i sierpnia. Drużyna z Poznania odpadła w III rundzie kwalifikacji ze Spartą Praga, udowadniając jednak potem w jesiennych meczach z Juventusem i Manchesterem City w Lidze Europejskiej, że Champions League wcale nie była poza jej zasięgiem.
Paradoksalnie to obcokrajowiec Robert Maaskant potrafił zaakceptować realia polskiej ligi. Zrozumiał, że klub z Ekstraklasy musi osiągnąć szczyt formy, zanim większość rywali z Europy rozpocznie rozgrywki. Bo już latem decydują się jego losy.
Zasługą Cupiała jest to, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mistrz Polski wzmacniał się, a nie osłabiał po zdobyciu tytułu. Wisła może zaliczyć w kwalifikacjach do LM kolejną porażkę, ale tym razem przynajmniej nikt nie zarzuci właścicielowi klubu, iż nie kiwnął palcem, by przełamać fatalną passę. Gra w Champions League stała się dla Cupiała obsesją i to najlepsza wiadomość dla polskich kibiców.
W spotkaniach III rundy z Liteksem zobaczyliśmy Wisłę świadomą swojego celu, zdeterminowaną i wyrachowaną. Bez względu na błędy tureckiego arbitra, w Krakowie zespół Maaskanta był bezdyskusyjnie lepszy od mistrza Bułgarii. Po zwycięstwie nikt z graczy Wisły nie chciał nawet słyszeć o wykonaniu planu minimum - czyli zdobyciu prawa gry w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Wszyscy powtarzali formułkę o dwóch meczach dzielących ich od wielkiego celu.
Tak wybitni jak na warunki polskiej ligi piłkarze jak Kamil Kosowski, Maciej Żurawski, Tomasz Frankowski, Mirosław Szymkowiak, czy Kuba Błaszczykowski nie mieli przywileju wprowadzenia Wisły do Champions League. Kolej na Maora Meliksona, Cwetana Genkowa, Radosława Sobolewskiego, Patryka Małeckiego i Andraża Kirma. Trzej ostatni zbierali cięgi od Levadii, może wtedy nauczyli się, jak swoje szanse wykorzystywać? Od Champions League Wisłę dzielą dwa mecze. Prawdopodobnie najtrudniejsze w tym sezonie, a z pewnością najważniejsze. Pocieszające, że Maaskant i jego gracze o tym wiedzą.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje