Krystyna Cimanowska, bo tak chce, by pisać jej imię i nazwisko, choć w polskim dowodzie ten zapis wygląda Krystsina Tsimanouskaya, cztery lata temu była na ustach całego świata, kiedy w czasie igrzysk olimpijskich w Tokio zdołała uciec białoruskim działaczom. Utalentowana sprinterka, która była młodzieżową wicemistrzynią Europy na 100 metrów i mistrzynią Uniwersjady na 200 metrów, w stolicy Japonii podjęła kluczową decyzję dla swojego dalszego życia. Postanowiła nigdy więcej nie wracać na Białoruś. To mógł być dla niej koniec sportowej kariery. Na szczęście zgłosiło się do niej wiele krajów, które chciały jej pomóc. Wybrała Polskę. Polka szaleje w USA. Jest niepokonana. O jej wyczynie zrobiło się głośno. "To uzależnia" Otrzymała nasze obywatelstwo, podobnie jak jej mąż Arsen Zdaniewicz. Ten - jak się okazało - okradł ją z dużych pieniędzy i wrócił do Białorusi, gdzie - jak twierdzi Cimanowska - nawiązał współpracę z KGB. Polska sprinterka dziwi się temu, czemu nasze władze nic nie robią z tym, że były lekkoatleta, któremu polskie obywatelstwo nadał prezydent Andrzej Duda, działa na rzecz obcych służb. Krystyna Cimanowska chciała kończyć karierę. Poinformowała już rodzinę Tomasz Kalemba, Interia Sport: Za tobą dwa intensywne sezony, bo były mistrzostwa świata i igrzyska olimpijskiego. Do tego zaczęłaś starty w nowych barwach narodowych. Od 2023 startujesz dla Polski. Dużo i intensywnie było przez te dwa ostatnie lata. Kiedyś trzeba było zatem odpocząć. Stąd pomysł na odpuszczenie sezonu halowego? Krystyna Cimanowska: - Tak. Byłam bardzo zmęczona nie tyle fizycznie, ile psychicznie. Wszystko, co robiłyśmy, podporządkowywałyśmy sztafecie. Chciałyśmy zdobyć medal mistrzostw Europy (nasza sztafeta nie ukończyła finału - przyp. TK), liczyłyśmy też na finał w igrzyskach olimpijskich (Polki odpadły w eliminacjach - przyp. TK). Nie wyszło nam jednak, a ja sama wiele straciłam na swoich wynikach, bo skupiłam się tylko na sztafecie. Nie robiłam za bardzo swoich treningów, bo wszystko podporządkowywałam sztafecie. To mnie zmęczyło, bo nie było ani wyników, ani medali, ani też olimpijskiego finału. Szczerze mówiąc, to myślałam nawet o tym, by zakończyć karierę. Moja głowa musiała jednak odpocząć. Dlatego zdecydowałam się na odpuszczenie hali, by dać sobie też czas do namysłu. Postanowiłam też w ogóle wyjechać z Polski. Chciałam spędzić czas w ciepłym miejscu, gdzie będę miała dużo słońca i razem z moim partnerem wybraliśmy Florydę. Tam byłam pół roku. To był chyba przyjemny czas. Tak można było wysnuć z relacji w mediach społecznościowych? - Zdecydowanie. Przez pierwsze dwa miesiące w ogóle nie trenowałam. Zresztą już wszystkim w rodzinie powiedziałam, że kończę karierę. Pisałam też o tym trenerowi, ale on powiedział mi, żebym dała sobie czas i jak po trzech miesiącach nie zacznę treningów, to dopiero wtedy mam podjąć decyzję. Odkąd przestałam trenować, minęło dwa i pół miesiąca. Siedziałam w mieszkaniu i uznałam, że jednak jestem gotowa do podjęcia treningów. Napisałam do trenera, żeby wysyłał mi plany. Nie było zatem aż tak trudno zmusić się do powrotu do sportu? - Nie. Po prostu musiałam poczekać, żeby głowa odpoczęła. I tyle. W Stanach Zjednoczonych miałam treningi głównie wytrzymałościowe. W ogóle nie biegałam na stadionie, tylko na trawie, żeby się skupić na odbiciu stóp i popracować nad techniką. Wygląda teraz na to, że stopy pracują, technika jest lepsza niż była. Teraz czekam na zawody, by sprawdzić, jak to wyjdzie w rywalizacji. Pewnie miałaś już sprawdziany? Dobrze to rokuje przed sezonem? - W sobotę, 3 maja, mamy sprawdzian wszystkich osób, które startuję w World Relays w Chinach. Na treningach nowy trener kadry też sprawdza nasze wyniki. Wygląda na to, że biegam bardzo szybko. Na razie to były jednak pomiary bez startu z bloków. Mam takie wyniki, jakich nie było u mnie od dwóch lat. Na razie to wygląda bardzo dobrze. Mam nadzieję, że na zawodach też będzie tak samo - szybko i dobrze technicznie. Może postaram się o pobicie rekordów życiowych (11,04 sek. na 100 m i 22,75 sek. na 200 m - przyp. TK). Jeśli to mi się uda, to być może zawalczę o kolejne igrzyska. Na razie zatem czekasz, co przyniesie ten sezon, by podjąć decyzję o przyszłości? - Tak. Mam już 28 lat. Nie jestem już taka młoda. W tym wieku trzeba już patrzeć na wyniki. Jeśli one są dobre, to można dalej zajmować się sportem. Jeśli ich nie ma, to trzeba pomyśleć o innym zajęciu: pracy, urodzeniu dziecka, bo to też jest ważne dla kobiety. Z drugiej strony wkraczasz w najlepszy wiek dla sprinterki. - To prawda, ale zobaczymy, jak u mnie to wyjdzie. Jej były mąż nawiązał współpracę z białoruską KGB. "Dla mnie to jest dziwne, że nikt w Polsce nie zajął się tym" Mówiłaś o tym, że musiałaś odpocząć psychicznie ze względu na kwestie sportowe. Były też jednak w twoim burzliwym życiu wydarzenia w ostatnich dwóch latach w sferze prywatnej, które też przysporzyły wiele stresu. Dużo działo się wokół ciebie. Wspominałaś kiedyś w rozmowie z nami, że nękana była twoja rodzina. Z kolei sama miałaś wiele problemów już z byłym mężem - Arsenem Zdaniewiczem? - Sprawa z mężem w ogóle mnie nie męczyła. Była sprawa w sądzie i wszystko tam się rozstrzygało. Rozstaliśmy się po mistrzostwach świata w Budapeszcie, a po kilku miesiącach sprawy rozwodowej zapadła decyzja sądu. Problemem było tylko to, że ukradł mi sporo pieniędzy i wyjechał z kraju. Nic tym jednak nie mogę już zrobić. Mąż też miał polskie obywatelstwo? - Tak. Dostał je na moją prośbę. Pisałam do prezydenta Polski, że chcę reprezentować Polskę i chciałbym zmienić obywatelstwo. Wspominałam tam, że mam męża i że chciałabym, by on też został w Polsce, bo jest moim wsparciem. Bardzo chciałam, żeby też otrzymał obywatelstwo. I dostał je. Obecnie jednak przebywa w Białorusi i współpracuje z tamtejszym KGB. Mówi teraz tam, że nigdy nie chciał polskiego obywatelstwa i że w ogóle go nie potrzebuje. Dla mnie to jest dziwne, że nikt w Polsce nie zajął się tym, że nasz obywatel współpracuje z KGB. Myślisz, że wtedy kiedy byliście małżeństwem, też współpracował z KGB? - Myślę, że nie, ale nie wiadomo. Pisałam do urzędników w Polsce o tej sytuacji, to powiedzieli, że muszę to wszystko najpierw opisać. Mój były mąż otrzymał obywatelstwo przez podpis prezydenta, więc teraz nie jest łatwo pozbawić go tego. A bardzo bym chciała, żeby go nie miał. Nie chciałabym, by znowu przyjechał do Polski. Przecież nie wiadomo, co może zrobić w naszym kraju, skoro współpracuje z KGB. Nie powiem, że boję się tego, że przyjdzie do mnie, ale na pewno nie czuję się komfortowo. Teraz wiedziesz szczęśliwe życie u boku innego mężczyzny. - Na razie jednak nie planujemy ślubu. Mój facet jest jednak w USA, a ja w Polsce. Dla mnie w sumie nie jest to złe, bo mogę się skupić na treningach. On też mnie w tym wszystkim mocno wspiera. Tyle że przez telefon. Mam teraz dużo czasu na treningi i dla siebie. Przyszłość wiążesz ze Stanami Zjednoczonymi? - Na razie nie. To było fajne pół roku w USA, ale nie było idealnie. Tylko klimat, pogoda i ocean - to były plusy. Życie w Stanach Zjednoczonych jest jednak bardzo drogie. Trzeba naprawdę dużo pracować, by mieć taki poziom życia, jaki ja mam w Polsce. U nas w kraju pracuję jako trener personalny. Jestem znana w Polsce, więc ludzie chętnie do mnie przychodzą na treningi. Moja historia jest dość znana na świecie, ale jednak bardziej kojarzą ją ludzie w Polsce niż w innych krajach. Niedawno zatrudniłam się w klubie DVOR Warszawa jako trener i tam będę przygotowywała ludzi do zawodów Hyrox. Ta praca mnie cieszy. Mogę pomagać ludziom. Nie lubię po treningach siedzieć w domu, bo wtedy czuję się zamulona. Dlatego muszę ciągle coś robić. Jaki jest twój najbliższy plan startów? - Na razie jedziemy na World Relays do Chin. Tam będziemy walczyć w rywalizacji sztafet o kwalifikację na mistrzostwa świata. Potem mam zaplanowany start w Memoriale Janusza Kusocińskiego na Stadionie Śląskim w Chorzowie (23 maja - przyp. TK). Od czterech lat mieszkasz już w Polsce. - I to teraz jest mój kraj. Czuję się w Polsce jak w domu. Nie wszyscy znajomi z Białorusi czują się w Polsce, jak ja. Może to ma związek z tym, że jestem kadrze narodowej i jestem mocno związana z polską flagą i reprezentowaniem polskich barw. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport