Po igrzyskach olimpijskich w Paryżu, w których Klaudia Kazimierska wystąpiła w finale biegu na 1500 metrów, zajmując dziesiąte miejsce, jej organizm się zbuntował. Pojawiły się problemy z udem. Przez to 23-latka straciła sezon halowy i treningi biegowe zaczęła dopiero pod koniec lutego. Zatem niemal bez wielkiego treningu dominuje w USA, bo na koncie ma trzy zwycięstwa w trzech startach. Jedno na 1500 metrów i dwa na 800 metrów. - Tak szybka nie byłam jeszcze nigdy w kwietniu. I to napawa optymizmem. Nie chcę jednak składać żadnych obietnic w tym momencie - powiedziała Kazimierska, która od trzech lat trenuje i studiuje w Oregonie, w rozmowie z Interia Sport. Głośno w USA po tym, co zrobiła Polka. Z siódmego miejsca. Drugi czas w karierze Klaudia Kazimierska uzależniona od wygrywania. Na razie jest niepokonana w USA Tomasz Kalemba, Interia Sport: Trzy starty w tym sezonie i trzy zwycięstwa. Szalejesz. Klaudia Kazimierska: - To jest dla mnie trochę zaskoczenie, bo przecież długo leczyłam kontuzję. Tęskniłam jednak za tym. Brakowało mi emocji związanych ze startami. Przez to jeszcze bardziej ciągnie mnie do wygrywania. Zmusza też do większego wysiłku i mobilizacji na starcie. Słyszałem, że wygrywanie uzależnia. - Zdecydowanie. Tęskniłam za wygrywaniem. W ubiegłym roku nie wygrywałam zbyt często. Nie ukrywam, że podoba mi się wygrywanie. I potwierdzam - uzależnia. W ostatnim biegu na 800 metrów dokonałaś rzeczy wyjątkowej. Atakowałaś z piątej pozycji, mając sporą stratę i na ostatnich 200 metrach wyprzedziłaś wszystkie rywalki. W amerykańskim stylu. Nawet chyba w USA zrobiło się trochę szumu wokół tego biegu? - To prawda. Przyznam, że nie spodziewałam się, że dogonię czołówkę. Bieg był szybki, a ja byłam cierpliwa. Jest dopiero kwiecień, więc żadna z nas nie była jeszcze w szczytowej formie. Dla mnie celem było to, by przebiec ten dystans jak najrówniej. Każde 400 metrów miało być jak zbliżone w czasie. Zaskoczyłam siebie na ostatnich 200 metrach. Przecież jeszcze, kiedy wchodziłam na ostatnią prostą, to miałam z dziesięć metrów straty. Wyprzedziłam rywalki na około 50 metrów przed metą i liczyłam się z tym, że odpowiedzą na mój atak. Okazało się, że na mecie miałam prawie sekundę przewagi. One po prostu zwolniły, a ja szłam rozpędzona z tej dwusetki. Nie startowałaś w sezonie halowym ze względu na kontuzję. To pomogło, jeśli można mówić o tym, że przerwa spowodowana urazem może być czymś dobrym? - Miałam w planie starty w hali. Mój organizm jednak sam zaprotestował. Nie ukrywam, że potrzebowałam przerwy po igrzyskach i mentalnego odpoczynku. I organizm dał o tym znać. Kontuzja na pewno nie jest najlepszym sposobem na odpoczynek, ale to jest dla mnie nauka na przyszłość. Przyznam, że odpoczęłam mentalnie w tym czasie, ale też fizycznie, choć wykonywałam wiele treningu zastępczego. Nie biegałam, ale skupiałam się na innych aktywnościach, co było fajnym przerywnikiem. Pływałam zatem i jeździłam na rowerze, czego wcześniej nie robiłam, bo nie miałam takiej potrzeby. Co to była za kontuzja? - Miałam uraz biodra. Zaraz po powrocie do treningów po igrzyskach zaczęło mnie boleć biodro i mięsień przywodziciela. To zwykle jest pierwszy objaw urazów zmęczeniowych kości udowej. Na szczęście moje kości były w porządku. Był tylko naciągnięty przywodziciel. Leczenie objawowe nie rozwiązało jednak problemów. Trzeba było znaleźć zatem przyczynę i tą było biodro, które było po prostu niestabilne. Jest ono trochę wytarte. Nie jest zatem w stu procentach zdrowe i pewnie nigdy nie będzie, bo taki jest los sportowców. Do pewnego momentu tylko sport to jest zdrowie. Wokół biodra było strasznie dużo małych rzeczy, które się posypały. Jeszcze odczuwasz dyskomfort, czy wszystko jest już w porządku? - Raczej wszystko jest w porządku. Biegałam z opaską na udzie, bo w pierwszym starcie bolał mnie jeszcze trochę przywodziciel, ale to był raczej ból po treningach. Ten mięsień po przerwie nie jest jeszcze na tyle silny. Nie mam jednak żadnych dolegliwości bólowych. Masz trzy zwycięstwa w trzech startach i całkiem niezłe wyniki na 800 i 1500 metrów. Możesz na tej podstawie powiedzieć, że jesteś mocniejsza niż w ubiegłym sezonie? - Jeszcze chyba za wcześnie, by o tym mówić, choć tak szybka nie byłam jeszcze nigdy w kwietniu. I to napawa optymizmem. Nie chcę jednak składać żadnych obietnic w tym momencie. Poza tym przecież trenuję dopiero od dwóch miesięcy. Pierwszy trening biegowy wykonałam pod koniec lutego. Można zatem powiedzieć, że miałam zero treningu. Przede mną jeszcze daleka droga do takiej formy treningowej, w jakiej byłam latem ubiegłego roku. Skupiasz się głównie na startach w USA, czy jednak zawitasz do Europy? - W Stanach Zjednoczonych zamierzam zostać, jak najdłużej i do mistrzostw Polski (koniec sierpnia - przyp. TK) skupiam się raczej na startach w tej części świata. Oczywiście, jeśli reprezentacja mnie wezwie, to jestem gotowa założyć koszulkę z orzełkiem. Sezon w NCAA jest bardzo wymagający. Od kwietnia do połowy czerwca mam starty niemal co tydzień, dlatego nie potrzebuję szukać startów w Europie. Ważne dla mnie będą mistrzostwa Polski. Mam minimum na mistrzostwa świata, ale jeszcze trzeba się zakwalifikować na tę najważniejszą imprezę sezonu na krajowym podwórku. Stawiam dalej na 1500 metrów, choć w tej pierwszej części sezonu próbuję się na innych dystansach, na których mam jeszcze wiele do poprawy. "Medale są wieczne i będę o nie walczyła" Tropem sióstr Konieczek i twoim, coraz więcej polskich lekkoatletów wybiera treningi i naukę w USA. To dla ciebie zaskoczenie? - W ostatnich latach bardzo zmieniło się podejście zawodników. W Polsce jednak bardzo trudno jest połączyć studiowanie z uprawianiem sportu na wysokim poziomie. System w NCAA jest na tyle przyjazny dla sportowców, że pozwala na zajmowanie się dwiema rzeczami naraz. Ważne jest jednak, by trafić w dobre miejsce w USA. W każdym miejscu zaoferują nam świetnie pieniądze i dadzą stypendium, ale nie każde miejsce będzie dla nas dobre. Trzeba mieć zatem dużą wiedzę na ten temat i sprawdzone miejsca. Miałam to szczęście, że trafiłam do miejsca, w którym wcześniej była Aneta Konieczek. Było ono zatem sprawdzone i miałam też przetarty szlak. Trzeba być w tym wszystkim ostrożnym, bo wiele osób wyjeżdża, ale nie odnosi sukcesu. Nie ma obawy, że Stany Zjednoczone mogą nieco zawrócić w głowie? - W USA bardzo rozpieszcza się zawodników, więc łatwo jest się zatracić. Trzeba zatem mieć łeb na karku i zachować chłodną głowę. Dla nas to jest przecież ten "American Dream". Każdy marzy o Stanach Zjednoczonych. Sama, kiedy przyjechałam, to byłam pod wrażeniem wszystkiego, ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie jest tu na wakacjach albo wycieczce, tylko to jest moja codzienność. Początki na pewno są trudne. Trzeba zrozumieć, że przyjeżdża się do USA trenować, a nie po to, by się bawić. Oczywiście inni przyjeżdżają w innych celach, ale my mamy w Stanach Zjednoczonych zupełnie inne zadania. Jeśli jest się temu wiernym, to na pewno można osiągnąć sukces. Zacięta jest ta rywalizacja w Polsce na 1500 metrów. Będziesz znowu chciała powalczyć o rekord Polski? - Marzą mi się rekordy Polski. W ubiegłym sezonie to był jeden z moich celów. Rekordy są po to, żeby je bić i jeśli kiedyś go ustanowię, to później i tak ktoś go poprawi. Odkąd pamiętam, to moim głównym celem zawsze były medale. One są na zawsze. Nikt ci ich nie zabierze. Medale są wieczne i będę o nie walczyła. A jak będzie rekord przy okazji, to też będzie fajnie. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport