Były reprezentant rozpływa się nad Polakami. "To było coś pięknego, tego chcą kibice"
- Chwalę Loyda i Ponitkę, bo nadali ton drużynie, ale reszta zawodników też zasłużyła na słowa uznania. I nie zapomnijmy o nich, bo kilku koszykarzy wykonało czarną robotę. Zaakceptowali to, co trenerzy zaproponowali i się temu poświęcili. A to, co zrobił Loyd, to nawet amerykańskie strony piszą o nim, że przyćmił Lukę Doncicia - podkreśla Radosław Hyży, były reprezentant Polski po zwycięstwie biało-czerwonych nad Słowenią w inauguracyjnym meczu mistrzostw Europy.

Andrzej Klemba, Interia: Reprezentacja Polski w pierwszym meczu mistrzostw Europy sprawiła niespodziankę i pokonała Słowenię prowadzoną przez gwiazdę NBA - Lukę Doncicia. Za co najbardziej możemy pochwalić Polaków?
Radosław Hyży: Czy to na pewno taka niespodzianka? Ja spodziewałem się takiego obrotu sprawy, bo oglądałem sparingi Słowenii i to wyglądało naprawdę słabo. Dlatego, jak ktokolwiek krytykował polską reprezentację, to ja powiedziałem, że inne zespoły mają gorzej. Podobało mi się to jak Igor Milicić budował skład. Dobry był też dobór przeciwników w sparingach i ten wynik mnie nie zdziwił. Za co chwalić? Mogę tak pół żartem, pół serio, powiedzieć, że paszport się nie zmarnował. To, co zobaczyliśmy w pierwszej kwarcie, było znakomite. Jordan Loyd i Mateusza Ponitka nadali ton całemu zespołowi. Można krytykować Mateusza za niektóre rzeczy, ale ma chłop charakter do gry w reprezentacji i do gry w kosza. Potrafił w najważniejszych momentach zmobilizować się i trafiać. To była przepiękna gra w jego wykonaniu. A do tego dołożył się Loyd, który trafiał jak szalony. Jak rozmawiałem z kibicami, to właśnie tego chcieli, to było coś pięknego. To było widowisko. Dla mnie nie jest do końca najważniejszy wynik, czy będziemy na drugim czy trzecim miejscu w grupie, ale chciałem właśnie zobaczyć dobrą grę, że fani się świetnie bawią, że ja się dobrze bawię i to zobaczyłem. Pochwalić trzeba też sztab szkoleniowy, bo przygotował świetną taktykę na Doncicia i Słowenię.
Ponitka i Loyd to jedno, ale ja byłem pod wrażeniem zaciekłej, momentami brutalnej walki o każdy centymetr boiska. Był plan podwajania Doncicia, ale było też ryzyko, że on będzie podawał kolegom. Tyle że oni dużo gorzej rzucali od nas.
To prawda. Chwalę Loyda i Ponitkę, ale reszta zawodników też zasłużyła na słowa uznania. I nie zapomnijmy o nich, bo kilku koszykarzy wykonało czarną robotę, którą dopiero, jak obejrzymy mecz jeszcze raz, to docenimy, jak dobrze wypełnili zadania. Zawodnicy zaakceptowali to, co trenerzy zaproponowali i się temu poświęcili. Czasami szkoleniowiec denerwował się, że nie było tak, jak sobie wymarzył, ale w stu procentach nie da się w obronie czy w ataku powtórzyć to, co sobie powiedzieliśmy przed meczem. Było widać skupienie i każdy zawodnik był świadomy, po co jest na boisku. To, co zrobił Loyd, to nawet amerykańskie strony piszą o nim, że przyćmił Doncicia.
Trzeba docenić resztę zawodników, którzy zagrali wyśmienicie, jeżeli chodzi o pomoc Loydowi i Ponitce.
To był triumf zespołowości nad właściwie jedną gwiazdą Słowenii. Czterech polskich koszykarzy rzuciło ponad 10 punktów. A jak wyszedł na parkiet Przemysław Żołnierewicz, to jak nazwisko wskazuje, wypełniał rozkazy, by jak najbardziej uprzykrzyć życie Donciciowi. Tak samo Olejniczak czy Sokołowski.
- I Łączyński. Też uważam, że tych zawodników trzeba wymienić. Nie popadam też w hura optymizmu, bo jak patrzyło się na Słowenię, to żartowaliśmy z kolegami z mojego rocznika, że my w formie, byśmy lepiej pomogli Donciciowi niż jego partnerzy. Trochę zawiodłem się na Luce. To zawodnik, którego uwielbiam od ośmiu lat, jeszcze jak grał w Realu Madryt i prowadził Słowenię do mistrzostwa Europy w 2017 roku. To dla mnie najlepszy zawodnik świata i widziałem jego frustrację, że sam tego meczu nie wygra. On potrzebował pomocy, nie dostawał i się denerwował. Bo koniec końców o kim będą pisać, że przegrał? No o nim. To bardzo trudne być taką gwiazdą. Jak jest zwycięstwo, to każdy mówi, że fajnie zagrał. Jak przegra jego zespół, to on nie może powiedzieć, że nie miał komu podać piłki, a on w tym meczu naprawdę robił to, co trzeba. Nie można się do niego doczepić, bo jak nie mógł rzucać, rozdzielał piłki kolegom, a oni nie trafiali. No, ale nie o nim dziś należy mówić, tylko wielbić Polaków. To jest ich dzień.
W pomeczowych wypowiedziach koszykarzy przewija się to, że muszą zachować chłodne głowy, bo to dopiero jeden mecz, a już w sobotę Izrael, który też będzie groźny.
- Z jednej strony podoba mi się, że zawodnicy mają chłodne głowy, tylko ja bym im radził jeszcze cieszyć się tą wygraną. Miałem kiedyś trenera, który nie pozwalał w ogóle radować się ze zwycięstw. Zawsze nam powtarzał, że czeka nas następny mecz albo pamiętajcie, że nic jeszcze nie wygraliśmy. I jak się skończył sezon, to stwierdziłem, że ani razu nie mogłem się cieszyć ze zwycięstw. Dlatego zawsze uważam, że należy się tym radować. To jest sukces wygrać w mistrzostwach Europy ze Słowenią. Wiadomo, że już jutro trzeba się przygotować do następnego spotkania. Gruzini czy Szwedzi pokazali, że średni poziom europejski się naprawdę podniósł. A nawet przykład Islandii, która zmierzyła się z Izraelem. Fajnie grała w koszykówkę. Kilka gwizdków było takich sobie przeciwko Islandii albo na korzyść rywali. To sprawiło, że łatwiej Izraelczykom się grało. Dlatego nie wiem, czy Izrael jest mocniejszy od Słowenii. Na szczęście po takiej wygranej będzie nam się trochę łatwiej grało i jestem ciekawy, co trenerzy przygotują na sobotę.
To na koniec, czy było coś, co się panu nie podobało?
- Jedna rzecz - nagłośnienie w hali i prowadzący. Nie tylko dla mnie, muzyka i jego okrzyki były po prostu za głośne. Chciałbym więcej słyszeć kibiców, bo stworzyli znakomitą atmosferę. A trochę muzyka ich zagłuszała. To nie był mecz, w którym na trybunach jest tysiąc osób i trzeba wspomagać się głośną oprawą. Bardziej słyszałem głośniki niż to, co się dzieje na trybunach.












