Niespełna dzień wcześniej poznaliśmy pierwszego finalistę tegorocznej edycji Pucharu Polski, którym po pokonaniu Puszczy Niepołomice została Pogoń Szczecin. To drugi z rzędu finał tych rozgrywek, w którym będziemy mogli podziwiać wyczyny "Portowców". Rok temu bowiem również dotarli do tej fazy rozgrywek, jednak ulegli oni wówczas krakowskiej Wiśle (1:2). W obecnym sezonie ponownie będą mieli oni więc szansę na zdobycie pierwszego Pucharu Polski w historii klubu. Dotychczas czterokrotnie meldowali się oni w finale, jednak za każdym razem ich starania kończyły się niepowodzeniem na ostatniej prostej. Dzień po wyżej opisanym starciu, czyli 2 kwietnia, okazać się miało, kto powalczy z "Portowcami" w finale Pucharu Polski. Na Stadionie Śląskim zmierzyli się bowiem piłkarze stołecznej Legii, naprzeciw których wyszli zawodnicy Ruchu Chorzów. Zdecydowanym faworytem byli oczywiście podopieczni Goncalo Feio, dla którego awans do ostatniej fazy turnieju mógł być ostatnią okazją do spełnienia przedsezonowych obietnic, z których do tej pory nie wywiązuje się portugalski szkoleniowiec. Nie można było jednak zlekceważyć graczy będącego obecnie w Betclic 1. Lidze Ruchu Chorzów, który w drodze po półfinał wyeliminowali między innymi grającą na poziomie ekstraklasy Koronę Kielce. Wyraźna dominacja Legii. Ruch Chorzów niewidoczny w pierwszej połowie Emocje w tym meczu rozpoczęły się bardzo szybko, bowiem już w 5 minucie koszmarny błąd w środkowej strefie boiska popełnił Yegor Tsykalo. Piłka znalazła się pod nogami Bartosza Kapustki, a ten podał ją do Kacpra Chodyny, który z łatwością wszedł w pole karne rywali i płaskim strzałem otworzył wynik tego spotkania. Gracze z Chorzowa mieli możliwość szybkiej odpowiedzi, jednak nie udało im się przenieść futbolówki w okolice bramki rywali. Po ich akcji Kapustka znów posłał dobrą piłkę w pole karne Chorzowian, lecz tym razem ich defensywa zniwelowała zagrożenie. Od tego czasu mecz toczył się pod dyktando Legii, która spokojnymi atakami pozycyjnymi starała się podwyższyć szybko uzyskane prowadzenie. Sprawiło to, że początkowe, dość intensywne tempo tego meczu, znacznie spadło. Sytuację zmieniło dopiero kolejne już brzemienne w skutkach nieporozumienie w obronie Ruchu Chorzów, które pewnym uderzeniem z lewej nogi wykorzystał Marc Gual. Tym sposobem po niespełna trzydziestu minutach gry szanse na sensacyjne zwycięstwo piłkarzy z Chorzowa znacznie zmalały. Dominacja "Legionistów" stawała się już coraz bardziej wyraźna. Niewiele argumentów mieli w pierwszej połowie tego meczu piłkarze Ruchu, którzy przeprowadzili raptem kilka akcji pod bramką rywali. Widoczny był ogrom chaosu w grze piłkarzy Dawida Szulczeka, którzy ostatecznie zagrozili polu karnemu "Legionistów", jednak potrzebowali oni do tego niemal 40 minut gry. Ostatnie pięć minut pierwszej połowy to walka pod polem karnym Kacpra Tobiasza, która zakończyła się wraz z gwizdkiem arbitra, oznajmującym przerwę w grze. "Legioniści" nie dali szans rywalom. To oni powalczą o Puchar Polski Druga odsłona tego spotkania rozpoczęła się zmianami po stronie warszawskiej Legii. Boisko opuścili Steve Kapuadi oraz Wojciech Urbański, a w ich miejsce pojawili się natomiast: Jan Ziółkowski i Rafał Augustyniak. Trener "Niebieskich" nie zdecydował się dokonać żadnych zmian. Zmianie nie uległ także obraz tego meczu. "Legioniści" wciąż byli stroną dominującą, czego dowodem było kilka akcji podbramkowych, które zdążyli oni przeprowadzić w pierwszych minutach tej połowy. W każdej z nich zabrakło jednak kropki nad "i" w postaci kluczowego podania pod bramką Martina Turka. W 53 minucie Legia miała świetną okazję do podwyższenia prowadzenia po podaniu wzdłuż linii bramkowej, jednak Ziółkowski został w ostatniej chwili uprzedzony przez defensora Ruchu. Podwyższenie ostatecznie nastąpiło, jednak dokonał go niespełna 2 minuty później Paweł Wszołek, który z ostrego kąta zdołał pokonać słoweńskiego golkipera. Obrońcy "Niebieskich" byli w tej sytuacji kompletnie bierni. "Bierność" to zresztą słowo, którym można określić cały zespół Szulczeka, który tego dnia wyszedł na murawę w meczu półfinałowym Pucharu Polski. Kibice, oglądający transmisję z tego meczu, nie mieli zbyt wielu okazji, aby zobaczyć Kacpra Tobiasza. Dopiero w 67 minucie Soma Novothny znalazł się w dogodnej okazji do zdobycia gola honorowego, jednak jego strzał trafił prosto w ręce bramkarza "Legionistów". Po drugiej stronie dobry strzał oddał natomiast Luquinhas, lecz piłka poszybowała kilka centymetrów ponad poprzeczką. Dopiero w tym momencie piłkarze z Chorzowa nieco się rozkręcili, ale ich chwilowy przebłysk nie przyniósł zbyt wielkich zmian. W 79 minucie czwartą już bramkę zdobył Ryoya Morishita, gasząc ostatnią iskrę nadziei w sercach chorzowskich kibiców. Gdy wydawało się, że to już koniec męki "Niebieskich", na pięć minut przed końcem kolejną bramkę na konto Legii zapisał wprowadzony w drugiej połowie Ilya Shkurin. Tym sposobem to Legia Warszawa zmierzy się z Pogonią Szczecin w majowym finale Pucharu Polski. Jedyną niepokojącą informacją dla Legii jest uraz strzelca drugiej bramki Marca Guala, który w 58 minucie musiał opuścić boisko, zastąpiony przez Shkurina.