Potężny szturm Polki w ostatnich sekundach. A było 1:2. Sędziowie zdecydowali o finale
Jeszcze w środę dwie reprezentantki Polski zapewniły sobie miejsca w finałowych walkach mistrzostw Europy do lat 23: Natalia Kuczewska i Emilioa Koterska. A dziś jako pierwsza mogła w ich ślady podążyć Nikola Prymaczenko, tak znakomicie prezentująca się w tym turnieju. Zadanie miała bardzo trudne, ale znów boksowała z sercem. I miała kapitalną końcówkę, przyparła rywalkę do lin. Po dwóch rundach to Turczynka Nilay prowadziła 2:1, ale przecież tu Nikola wszystko mogła odrobić. Werdykt sędziów był oczywiście niejednogłośny. 3:2.

Kobieca reprezentacja Polski dokonała w Budapeszcie sztuki wielkiej - z dziewięciu kadrowiczek prowadzonych przez sztab Tomasza Dylaka, aż siedem mogło wystąpić w półfinałach. Mimo, że to końcówka sezonu, a przecież szczyty formy były w wielu przypadkach budowane na wcześniejsze zawody Pucharu Świata czy też seniorskie mistrzostwa świata.
W rozmowie z red. Arturem Gacem z Interii, przeprowadzonej w środę, jeszcze przed pierwszymi walkami o finał, trener Dylak podkreślał, że bał się tych zawodów. Podkreślał, że te jego "jedynki" w kadrze są w formie "na 80 procent", bazują na doświadczeniu.
To dlatego jechałem na te mistrzostwa nieco przestraszony, a w tym momencie robimy wynik historyczny, ponieważ nigdy nie było siedmiu medali mistrzostw Europy.
- To też pokazuje, jaki mamy potencjał, że pomimo braku szczytu dyspozycji w końcówce listopada, dziewczyny biją rekord. Ogromnie się cieszę - mówił Dylak Interii.
Trudno było się spodziewać, by wszystkie siedem szans udało zamienić się na finały. Już w środę swoje walki w 1/2 wygrały jednak Natalia Kuczewska i Emilia Koterska, przegrały zaś: Marta Prill i Julia Oleś.
Czwartek był dniem przerwy, w piątek na ring miały wyjść: Nikola Prymaczenko, Julia Szeremeta i Barbara Marcinkowska.
Nikola Prymaczenko kontra Yarem Cay Nilay. Stawką finał młodzieżowych mistrzostw Europy
Jako pierwsza pojawiła się Prymaczenko, na wynik jej walki czekała już Greczynka Antonia Giannakoppulou, która chwilę wcześniej wypunktowała rywalkę z Ukrainy. Polka, startująca w wadze 54 kg, miała arcytrudne zadanie.
Turczynka Yarem Cay Nilay pokazała się bowiem z bardzo dobrej strony w memoriale Feliksa Stamma, dotarła tam do półfinału, stoczyła zacięty pojedynek z Włoszką Sirine Chaarabi, medalistką MŚ z Liverpoolu. Tą samą, która niedawno w PŚ w Indiach pokonała w półfinale naszą Wiktorię Rogalińską. A to Rogalińska formalnie była w tym roku "jedynką" w wadze 54 kg, a nie Prymaczenko. - Nie pamiętam, kiedy Nikola była w takiej formie - mówił w środę trener Dylak.
Dzisiejsze półfnały odbywają się juz tylko na jednym ringu, oprawa była efektowna. A Polka jakby chciała się do tego dopasować. Mimo że niższa od Nilay, nie bała się walki w dystansie. Mało tu było klinczowania, raczej radosny boks, z dużą ilością celnych ciosów. Pierwszą rundę wygrała Nilay 3:2, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło.
Kluczowa była więc ta druga, obie szły na żywioł. Ledwie Prymaczenko oberwała, a już zmierzała z ripostą. Imponowało tempo tego pojedynku, niemniej drugie trzy minuty też trzech arbitrów zapisało na konto Nilay.

Na kartach było dwa razy 20:18 dla Nilay i raz 20:18 dla Polki. Prymaczenko musiała więc przekonać tych dwóch arbitrów, którzy punktowali 19:19.
Nie można odmówić wychowance trenera Grzegorza Skrzecza ambicji, ambitnie parła do przodu. To jednak długie ręce Nilay coraz częściej dochodziły celu. Ale ostatnie pół minuty zdecydowanie należało do Nikoli, "złapała" Turczynkę przy linach niemal równo z gongiem.
Czy wystarczyło? Obie były pewne swego, sędzia ringowy podniósł jednak czerwoną rękę, awansowała Nilay.
Polka znów przekonała dwóch arbitrów, ale tylko jednego z tych, którzy wcześniej mieli 19:19.
I to Turczynka powalczy w sobotę o złoto. Nikola zaś, podobnie jak rok temu w Sofii, stanie na najniższym stopniu podium.













