Kompromitacja potęgi na mundialu. Polska może być lepsza, tylko jeden warunek
Dwa poprzednie turnieje olimpijskie Szwecja kończyła czwarta, w Paryżu zabrakło jej skuteczności w ostatniej akcji, by grać o złoto. Czwarta była też na poprzednim mundialu, dwa lata temu. A poza najlepszą dwunastką, gdy grała w mistrzostwach świata, 16 lat temu. Teraz też będzie, po kolejnym kompromitującym wyniku, porażce z Angolą. I może znaleźć się za naszym zespołem w końcowej klasyfikacji. Zależy to od jednego wyniku.

W poniedziałek zakończy się faza zasadnicza mistrzostw świata w piłce ręcznej - do rozegrania zostały już tylko cztery ostatnie spotkanie w grupie III, czyli z Polską. W trzech pozostałych zmagania kończyły się w weekend, w pewnym sensie miały też one znaczenie dla Biało-Czerwonych. Mimo że podopieczne Arne Senstada, wysoko przegrywając w sobotę z Holandią, straciły szansę na awans do ćwierćfinału.
Na najlepszą ósemkę po prostu nie zasłużyły - aby dokonać tej sztuki, musiały pokonać którąś z potęg: Francję lub grającą u siebie Holandię. Z jedną przegrały 28:42, z drugą zaś 22:33. Różnica jest więc ogromna, co najmniej dwóch klas.
Tyle że awans naszej drużyny do ćwierćfinału byłby sporą sensacją - i nie ma co tego ukrywać. Bardziej realna była walka o trzecie miejsce w grupie w drugiej fazie, dające ostatecznie pozycję w przedziale 9-12 na świecie.
I to cały czas pozostaje celem Polek. Jeśli w poniedziałek w hali Ahoy w Rotterdamie pokonają lub zremisują z Austrią, osiągną ten cel. Jeśli we wcześniejszym spotkaniu Tunezja wygra z Argentyną, nasza drużyna może nawet przegrać różnicą dwóch bramek. Ale to dywagacje już na poniedziałkowy wieczór.
Ostatni mecz Szwecji w mistrzostwach świata. Kompromitacja na oczach ponad 6 tysięcy ludzi w Westfallenhalle
W niedzielę ostatnie mecze odbyły się w grupie IV - w Dortmundzie. Gdy zaczynały się mistrzostwa świata, w ciemno można było stawiać, że awans do ćwierćfinałów wywalczą z niej: Norwegia i Szwecja. Dwie skandynawskie potęgi, regularnie dochodzące do strefy medalowej.

Tyle że już na pierwszym etapie Szwecja przegrała z Brazylią 27:31, zabrała ten wynik ze sobą do drugiego etapu. I od razu postawiła się w bardzo trudnej sytuacji, bo aby liczyć się w grze o ćwierćfinał, musiała ograć Norwegię. Tyle że cztery dni temu nie podjęła walki z mistrzyniami olimpijskimi, Szwedki zostały rozbite już w pierwszej połowie (11:24). A w drugiej rywalki potraktowały je mniej więcej tak, jak nas w sobotę Holandia. Czyli trochę już lekceważąc i oszczędzając zdrowie. A i tak Norwegia wygrała 39:26.
Dziś zespół Tomasa Axnera rywalizował o trzecie miejsce w grupie - przeciwnikiem była Angola.

- Myśleliśmy, że najgorsze co mogło nas spotkać zdarzyło się już w meczu z Norwegią. Pytanie brzmi jednak, czy teraz nie było gorzej - mówił w stacji Viaplay Claes Hellgren, ekspert od piłki ręcznej.
- Nie potrafię znaleźć słów - dukała po spotkaniu Jamina Roberts, 35-letnia liderka tej drużyny, zawodniczka duńskiego Ikastu, cytowana przez Aftonbladet.
Na kwadrans przed końcem Angola prowadziła już 20:16, a jednak Szwecja zdołała trafić cztery razy z rzędu - i wyrównać. Wydawało się, że jednak doświadczenie i światowe obycie jej zawodniczek weźmie górę. Tymczasem to Angola znów trafiła cztery razy z kolei. I czyniła to nawet grając w podwójnym osłabieniu. To mistrz Afryki triumfował 26:24 (10:10), zajął trzecie miejsce w tej grupie.
Co z kolei oznacza, że Angola skończy turniej na 10. pozycji. Chyba że zdarzy się jakiś cud I Polska pokona Austrię różnicą 17 bramek. To raczej nierealne, dla nas ważne będzie choćby jedno bramkowe zwycięstwo. Pozwoli nam zająć 11. pozycję na świecie.
Szwecja z kolei zajmie 15. miejsce. Najgorsze w historii swoich mundialowych występów.











