Francuz trafił mocno jako pierwszy swoim obszernym prawym sierpem. Za moment chciał powtórzyć tę akcję, ale czujny Rosjanin po odchyleniu skontrował lewym krzyżowym i pod przeciwnikiem aż ugięły się nogi. Denis nie podpalał się jednak i konsekwentnie robił swoje. W drugiej rundzie kilka razy uderzył lewym po dole. Kalenga co jakiś czas "strzelał" obszernym prawym sierpowym. Wkładał w te uderzenia wszystko co miał, lecz były one zbyt sygnalizowane i Denis po prostu ich unikał. Początek trzeciej odsłony to znów przewaga reprezentanta gospodarzy, lecz gdy Youri trafił krótkim prawym pod koniec pierwszej minuty, champion szybko sklinczował. Po kilku sekundach znów kontrolował wszystko, przede wszystkim dzięki lepszej pracy nóg oraz przewadze w szybkości. W czwartym starciu wszystko szło po myśli mistrza świata. Mocnymi hakami w okolice żeber odbierał oddech pretendentowi, lecz poczuł się chyba zbyt pewny. Wtedy Kalenga huknął lewym sierpowym i nieoczekiwanie posłał Rosjanina na deski! Obrońca tytułu szybko wstał, a gdy sędzia skończył liczyć do ośmiu, zabrzmiał gong na przerwę. Po niej Lebiediew chyba jeszcze odczuwał skutki tego nokdaunu. Stracił rytm i dał się trafiać Francuzowi bezpośrednim prawym krzyżowym. Kalenga poczuł się pewny swego i w szóstej odsłonie to znów on dominował nad trochę speszonym championem. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Przez dwie minuty siódmej rundy to Kalenga był szybszy i kontrował rywala niczym jakiegoś juniora. I nagle poszła akcja lewy na lewy, minimalnie szybszy okazał się Lebiediew i tym razem to on powalił oponenta na deski. Francuz również szybko wstał. Do przerwy jeszcze się bronił, będąc wyraźnie zamroczonym, ale już po niej rozgorzała wojna na przełamanie. W pewnym momencie Lebiediew huknął kombinacją prawy podbródkowy-lewy sierp. Kalendze głowa aż odbiła się od pleców, a mimo tego natychmiast celnie odpowiedział swoim mocnym prawym. Po szalonej rundzie numer osiem, w dziewiątej tempo trochę spadło. Co jakiś czas jeden bądź drugi wystrzelił potężnym sierpem. Lebiediew lepiej rozpoczął dziesiąte starcie, za to lepiej je zakończył pogromca Mateusza Masternaka. Statystyki ciosów były niemal na remis - zarówno prostych jak i tzw. mocnych uderzeń. Wszystko wydawało się sprawą otwartą i o sukcesie miało zdecydować ostatnie sześć minut. Obaj wydawali się skrajnie wyczerpani, lecz zapomnieli o defensywie nie szczędzili sobie kolejnych bomb. I tak było do ostatniego gongu. Wielka wojna i owacje kibiców - nie mogło być inaczej. A sędziowie punktowali 116:112, 115:112 i 115:111 - wszyscy na korzyść Rosjanina.