Wielu kibiców zarzucało klubowi to, że pozbył się Berge w zasadzie lekką ręką. Dimitri w 2021 roku został wypożyczony do Landshut Devils, a później podpisał tam kontrakt. To właśnie gdy startował w barwach klubu z Bawarii, jego potencjał wybuchł, a co najmniej poszedł mocno do góry. Berge stał się żużlowcem z szerokiej światowej czołówki, w tym sezonie jeździł wręcz kapitalnie. Spodziewano się nawet, że może powalczyć o awans do GP, ale w finale eliminacji wypadł kiepsko. Trudno się było dziwić dużemu zainteresowaniu, jakie Berge budził w okresie teoretycznie nietransferowym, a w praktyce kluczowym pod względem budowy składu na nowy sezon, czyli końcówce bieżących rozgrywek. Zawodnik zresztą dobrze o tym wiedział i swoje usługi wysoko cenił. Kluby mają świadomość, że na poziomie pierwszoligowym może być to nawet lider drużyny. A Berge już kilka tygodni temu ogłosił, że szuka nowego pracodawcy, bo w Landshut nie są w stanie pokryć jego oczekiwań. Polonia go miała, ale już go nie ma Berge w ostatnich latach pokazał, jak wielkim błędem Polonii było oddanie go do Landshut. Prezes Jerzy Kanclerz chciał z powrotem mieć Francuza w zespole i praktycznie dopiął już ten temat. Gdy wydawało się, że Berge na sto procent będzie już w Bydgoszczy, on nagle zmienił zdanie. Dostał świetną ofertę z Krosna, gdzie montują zespół na szybki powrót do PGE Ekstraligi. Dimitri za długo się nie zastanawiał. Oznajmił Polonii, że za rok go tam nie będzie. Jeśli kolejny sezon również będzie dla Berge taki udany, w Bydgoszczy będą mogli kolejny raz pluć sobie w brodę. Problem w zasadzie co roku jest ten sam - klub chce wzmocnień, ale nie chce za dużo wydawać. To jednak później odbija się na składzie drużyny. Do Polonii często trafiają ci, którzy może i mają nazwisko, ale nie gwarantują dwucyfrowych wyników. To nie jest przypadek, że co roku klub bezskutecznie próbuje awansować do PGE Ekstraligi. I co roku wydaje się, że skład spokojnie na to pozwala.