Mirra Andriejewa nie grała dwóch spotkań z Rosjankami w jednym turnieju od zeszłorocznej rywalizacji w Brisbane. Wtedy pokonała najpierw Dianę Sznajder, z którą później zdobyła wicemistrzostwo olimpijskie w deblu i Ludmiłę Samsonową. W tym roku zaś meczów z rodaczkami raczej unikała, zagrała jedynie z Anną Blinkową w Brisbane i Weroniką Kudiermietową w Miami. Oba wygrała, co nie powinno dziwić, ale układ drabinki i wycofanie Marty Kostiuk w Stuttgarcie sprawiły, że dwie tenisistki z Rosji dostała tu już na starcie rywalizacji. I drugie z tych spotkań przegrała. Sabalenka otrzymała przekaz o 23:51. Jednak Belgijka, za czwartym meczbolem Dla Andriejewej przetarciem w Stuttgarcie było spotkanie z siostrą - krótkie, bo mająca problemy z kolanem Erika skreczowała na początku drugiego seta. Aleksandrowa zaś dość wyraźnie ograła Ludmiłę Samsonową, jakby dowodząc, że problemy, które miała w Indian Wells i Miami, już są chyba za nią. Dobrze czuła się na mączce w Charleston (doszła do półfinału, przegrała praktycznie wygrane spotkanie z Jessicą Pegulą), potwierdza to w Niemczech. WTA 500 w Stuttgarcie. Rosyjskie starcie na początek czwartkowych zmagań. Mirra Andriejewa kontra Jekaterina Aleksandrowa Mirra Andriejewa mogła być rywalką Igi Świątek w niedzielnym półfinale - musiała jednak wygrać najpierw z Aleksandrową, a później w sobotę z lepszą z pary Jessica Pegula/Magdalena Fręch. Oczywiście ćwierćfinał czeka też Polkę - z Emmą Navarro bądź Jeleną Ostapenko. Niemniej na takie rozwiązanie wskazywały rozstawienia, a gdyby do tego doszło, Iga po raz pierwszy zagrałaby z Mirrą na swojej ulubionej ziemi. Teraz wiemy już, że na podobne rozwiązanie trzeba czekać do kolejnych turniejów. Mirra Andriejewa została bowiem zaskoczona przez starszą rodaczkę. Wielu ekspertów podkreślało, że nastolatka z Krasnojarska zrobiła olbrzymie postępy przy serwisie, a tymczasem w czwartek w Stuttgarcie w pierwszym secie przegrała aż trzy z czterech własnych gemów. Mimo, że często posyłała "pociski" na drugą stronę siatki. Aleksandrowa nic sobie z nimi nie robiła. Jekaterina przełamała rodaczkę po raz drugi na 3:1, później miała breaka na 5:1. Nie udało się załatwić sprawy tak szybko, a Mirra złapała chwilowo wiatr w żagle, za moment odrobiła połowę strat. Andriejewa wygrała więc łącznie siedem akcji z rzędu, wydawało się, że może to być jakiś punkt zwrotny w tym spotkaniu. Ale nie był. Starsza rodaczka znakomicie reagowała na jej podania, posyłane z ogromną mocą. Serwis na 186 km/godz? Return Aleksandrowej prosto w linię. Za chwilę był co prawda as Mirry, pomiar wskazał aż 190 km/godz, ale generalnie niżej notowana z zawodniczek radziła sobie z tymi podaniami znakomicie. Przełamała faworytkę, poirytowana Mirra rzuciła rakietę na kort, za chwilę jeszcze ją kopnęła. A Aleksandrowa za chwilę zakończyła seta przy swoim serwisie. Choć nie bez problemu, bo obie stawiały na siłę, szybkie kończenie akcji. 30-latka nawet potwornie zawaliła pierwszą piłkę setową, miała wykładankę przy siatce, ale pomyliła się. Chwilę później dopięła swego - było 6:3 po 37 minutach meczu. Zaskakujący przebieg drugiego seta. Mirra Andriejewa kompletnie bezradna w starciu z Jekateriną Aleksandrową Przerwa między setami nie podziałała mobilizująco na 17-letnią Mirrę. Od razu po wznowieniu gry znów została przełamana. Kamery pokazały jej trenerką Conchitę Martinez, która mocno zdenerwowana starała się przekonać młodą tenisistkę do odważniejszej gry. Mocno dziwiło, dlaczego Andriejewa nie próbuje ruszyć bekhendu Aleksandrowej, skoro ta raziła ją potęż ymi uderzeniami z forhendu, a bekhend, gdy miała czas, obiegała. Za chwilę było już 6:3, 2:0, Jekaterina wygrała swojego gema "na sucho". Ten pierwszy gem okazał się kluczowy, bo Aleksandrowa pilnowała już swoich podań, wygrywała je dość pewnie, rozstawiała rywalkę po korcie. A później jeszcze raz przełamała Mirrę, odbierając jej resztki nadziei. Po 64 minutach miała pierwszą piłkę meczową, wydawało się, ze posłała asa. Sędzia orzekł aut, ale za chwilę i tak dokończyła dzieła. 6:3, 6:2 - pogrom.