Przypomnijmy, że temat prawidłowego montażu band dmuchanych żywy jest po wypadku Taia Woffindena w Krośnie, po którym były mistrz świata trafił w ciężkim stanie do szpitala z wieloma złamaniami i innymi uszkodzeniami ciała. Część zawodników od tamtego momentu z dużą drobiazgowością przygląda się teraz tematowi band. Z tego też powodu odwołano w kwietniu sparing, a wczoraj podczas ćwierćfinału Indywidualnych Mistrzostw Polski Janusz Kołodziej, Norbert Krakowiak i Tobiasz Musielak sprzeciwiali się startu zawodom symulując defekty. Janusz Kołodziej tłumaczy, co wydarzyło się w Poznaniu Lider Fogo Unii Leszno był gościem Kolegium Żużlowego w Canal Plus, w którym przedstawił swoją perspektywę wydarzeń z wtorkowego po południa w Poznaniu. Wcześniej oburzenie całą sytuacją wyraził prezes PSŻ-u Poznań Jakub Kozaczyk, który stwierdził na naszych łamach, że rozważa oddanie sprawy do sądu. - Banda nie była wkopana na odpowiednią głębokość, przez co moim zdaniem nie była bezpieczna. 1,5 godziny przed zawodami mogłem przejść przez pas bezpieczeństwa i sprawdzić, jak to wygląda. Już wtedy zauważyłem, że specjalny sznurek (linka), która naciąga bandę nie była właściwie zamontowana. Chodziło o siłę naprężenia. Ona po prostu była luźna. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że jak lina nie jest naciągnięta mocno, to banda fruwa. A pod nią jest beton, w który my uderzamy - zauważył. - Później była odprawa z sędzią. Widzieliśmy, że banda nie była wkopana tylko podsypana. Ten zarzut dotyczył części bandy znajdującej się w okolicach parku maszyn - przedstawił swoją wersję zdarzeń zawodnik. Kontrowersje w całej sprawie wzbudzał jednak fakt, że wśród protestujących poza Kołodziejem znaleźli się Tobiasz Musielak, Norbert Krakowiak i Piotr Pawlicki. Ten ostatni chwycił nawet za łopatę i próbował ratować sytuację. Ostatecznie w zawodach pojechał przed obawą o potencjalne kary. Pozostali zawodnicy zdecydowali się rozpocząć zawody. - Było dużo młodych żużlowców, którzy nie mieli zbyt wielu kontuzji. Ja walczę o to, żebyśmy nie mieli epoki kamienia łupanego i było bezpieczniej - stwierdził Kołodziej. Kołodziej odbył konfrontację z prezesem PSŻ-u Poznań W studiu programu odbyła się ciekawa wymiana zdań między zawodnikiem a działaczem. Obaj panowie twardo stali na swoich stanowiskach i mieli swoje racje. Zawodnik przedstawił dowody, z których wynikało, że linka naciągające bandę dmuchaną faktycznie była zbyt luźna. Z drugiej jednak strony prezes Kozaczyk przedstawił dokumenty, z których wynika, że w ostatnich dniach odbył się odbiór band przeprowadzony przez GKSŻ i nie było żadnych uwag. Stadion w Poznaniu wizytował też Tony Briggs, konstruktor tego modelu band. - Najśmieszniejsze jest to, że ktoś odbiera ten tor i robi sobie jaja. Albo komuś brakuje uprawnień albo odpowiedzialności, aby to wszystko odpowiednio przypilnować. Tutaj nie ma aż tylu prac, żeby się tego nie dało zrobić. Jeśli ktoś mówi, że podkop był zrobiony, to jest ogromnym kłamcą - bronił swojego stanowiska utytułowany żużlowiec.