Carolina Jonasdotter pojawiła się w teamie Fredrika Lindgrena na próbę. Zaczęła od szukania sponsorów i wyjazdów na pojedyncze zawody. To był rok 2016. Lindgren był wtedy żużlowcem pierwszoligowego Lokomotivu Daugavpils i wydawało się, że jego kariera się zwija. Wtedy już nie odstępowała go na krok W 2017 wszystko się zmieniło. Wygrał Grand Prix w Warszawie, w cyklu zajął 8. miejsce, a w Ekstralidze był liderem ROW-u Rybnik. Carolina już wtedy nie odstępowała go na krok. Zajmowała się wszystkim. On skupiał się wyłącznie na jeździe na żużlu. Bardzo szybko ludzie zaczęli pytać, czy jego układ z uroczą blondynką, to wyłącznie praca. Początkowo temu zaprzeczali, ale w 2019 Szwed przyznał, że coś się zmieniło. W 2020 wzięli ślub. Wkrótce zostali też rodzicami Millie-Li Elisabeth. Carolina pracowała wówczas na trzech etatach: żony, mamy i menadżera. Prezesi dzwonili do Szweda, a on nie chciał z nimi gadać o kasie Kiedy stało się jasne, że po sezonie 2022 Lindgren straci pracę w Tauron Włókniarzu (klub wziął na jego miejsce Mikkela Michelsena) prezesi zaczęli dzwonić do zawodnika z ofertami. Z nikim nie chciał rozmawiać. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie obchodziło go to, co będzie dalej robił. Działacze dziwili się, że tak ich traktuje. Szybko jednak ustalili, że najzwyczajniej w świecie pomylili numery telefonów, że Fredrik o kontraktach i pieniądzach nie rozmawia, że to robi Carolina. Co najmniej dwa kluby straciły na tym, że próbowały ominąć ten kierunek i dzwonili bezpośrednio do zawodnika. Odbili się od ściany, stracili szansę na jego angaż. Lindgren chyba nie ma prawa narzekać na negocjacyjne umiejętności żony. W Platinum Motorze załatwiła mu kontrakt na poziomie 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Jego przychody z klubu w tym sezonie już przekroczyły 2 miliony. Nieźle, zważywszy na fakt, że poprzedni rok był dla niego nieudany. Zmagał się z chorobą, forma spadła, we Włókniarzu już nie mogli się doczekać, kiedy skończy się sezon i Lindgren sobie pójdzie. W sobotę biją się na łokcie, w niedzielę są kolegami Motor na razie nie zamierza go wypuszczać z rąk. I tak w sobotę oglądamy Lindgrena i Bartosza Zmarzlika bijących się na łokcie w Grand Prix, a następnego dnia widzimy ich, jak wymieniają się uwagami i pomagają sobie jadąc o punkty dla Platinum Motoru Lublin. Przed pojawianiem się Jonasdotter kariera Lindgrena nie szła w dobrym kierunku. Miał 31 lat, jeździł w pierwszej lidze, a w Grand Prix nie łapał się do dziesiątki. Nawet jego mechanicy mówili, że nie był tytanem pracy. Wraz z przyjściem Caroliny wszystko się zmieniło. Ustabilizował swoją pozycję w Ekstralidze, wygrał cztery turnieje GP, zdobył dwa brązowe medale. A teraz walczy o tytuł. U Zmarzlika też to różnie wyglądało Traci do Zmarzlika 22 punkty, czyli dużo, ale jest zdeterminowany i można być pewnym, że do końca nie odpuści Polakowi. W ostatniej rundzie w Rydze trzy razy przegrał ze Zmarzlikiem, ale w finale stawał na głowie, żeby mu dołożyć. W pewnym momencie się na niego położył, doszło do przepychanki na łokcie i Szwed upadł. Sędzia zarządził powtórkę, choć wina Lindgrena była ewidentna. Kolejne podejście nic jednak Fredrikowi nie dało, bo Zmarzlik znów utarł mu nosa. À propos kasy, to u Zmarzlika też różnie to wyglądało. Na początku prezesi rozmawiali o jego kontraktach z mamą. I bardzo sobie to chwalili. Mówili, że jest rzeczowa, konkretna i dba o syna. Teraz Bartoszowi pomaga jego starszy brat Paweł. On z powodzeniem przejął obowiązki mamy. A Lindgren ma swoją Carolinę i też dobrze na tym wychodzi.