W pierwszych miesiącach poważnej kariery Oskar Hurysz niespecjalnie wyróżniał się na tle rówieśników. Miał co prawda charakterystyczną i dość nietypową sylwetkę na motocyklu, ale jakichś wielkich punktów to nie dawało. Stal raczej nie traktowała to priorytetowo, mając duet Mateusz Bartkowiak - Oskar Paluch. Hurysz był raczej taką rezerwą, kimś w rodzaju zabezpieczenia na wypadek kontuzji kolegi. Stąd też puszczono go na wypożyczenie, bo niewiele się po nim spodziewano. W PSŻ-cie Poznań Hurysz jednak niesamowicie wystrzelił. Miewał mecze, które kończył z dwucyfrowym wynikiem. To był szok, bo absolutnie nikomu nie przyszłoby do głowy że Hurysz może tak jeździć. Sam zawodnik swoje dobre wyniki wykorzystał też w trakcie okresu transferowego, bo zainteresowanie nim wykazało kilka ośrodków z różnych lig. Finalnie trafił do Falubazu Zielona Góra. A jako że jest były zawodnikiem Stali Gorzów, to... No właśnie. Hurysz trafił do wroga. Inni mieli po tym problemy Kibice z Gorzowa bardzo nie lubią, gdy ktoś odchodzi do Zielonej Góry. Podobnie jest zresztą w drugą stronę. Hurysz to młody chłopak, na pewno nie grozi mu nic w rodzaju wyklęcia przez kibiców Stali, jeśli oczywiście nie będzie teraz chodził i mówił, że kocha Falubaz i zawsze chciał tam jeździć. To fanów zawsze drażni najbardziej. Oskar ma szansę pokazać, że dysponuje już umiejętnościami na PGE Ekstraligę. Nie było mu to dane w Gorzowie, więc zrobi to u lokalnego rywala. Historia zna kilka przykładów żużlowców, którzy zmieniali Gorzów na Zieloną Górę i odwrotnie i czasem w którymś z miast nie pałano do nich w związku z tym z sympatią. Grzegorz Walasek czy Piotr Świst to najbardziej znane nazwiska. Oczywiście to nie jest tak, że ktoś ich nienawidzi. Oprócz zmiany klubu na - w odczuciu kibiców - najgorszy z możliwych, chodziło też o zachowanie. Walasek np. kiedyś wziął udział w zabawie z kibicami nowej drużyny, intonując przyśpiewkę obrażającą byłego pracodawcę. Było mu to często wytykane.