Śmierć na treningu. Od razu zamknęli stadion
Historia żużla pisana jest śmiercią. Ten sport pochłonął blisko 400 ofiar. Jedną z nich był 20-latek Karl Nicholls, który dokładnie 30 lat temu zmarł w trakcie treningu na torze Sittingbourne Speedway. 250-metrowy tor w Iwade w hrabstwie Kent w Anglii został po tym wypadku zamknięty. W Polsce na treningach też dochodziło do wielkich nieszczęść. 20 lat temu wstrząsnęła nami historia 14-letniego Krzysztofa, który zakradł się na stadion w Grudziądzu z pomocą podrobionych kluczy i próbował sam okiełznać żużlowy motocykl. 14-latek sam zorganizował sobie trening z o 2 lata starszym kolegą.

To stało się 16 stycznia o godzinie 15.00. Karl Nicholls wybrał się na trening ze swoim tatą Davidem i starszym bratem Deanem. Miał zaplanowane jazdy na Goddenie. Podczas jednej z sesji treningowych stracił kontrolę nad maszyną i uderzył w ogrodzenie i wspornik bramy. Zabrano go do szpitala. Tam lekarze stwierdzili zgon.
Za miłość do żużla zapłacił straszliwą cenę
Nicholls urodził się w Eastbourne. Był małym dzieckiem, kiedy jego rodzina wyemigrowała do Adelajdy w Australii. Tam rozwijał swoją motocyklową pasję. W 1988 Nichollsowie wrócili do Anglii i zamieszkali w Penbury, a potem przenieśli się do Cranbrook. Karl pracował w warsztacie blacharskim, a potem na stacji benzynowej, ale to żużel był jego wielką miłością. Za tę miłość zapłacił jednak straszliwą cenę.
20-letni Karl był jedną z dwóch śmiertelnych ofiar żużla w 1994 roku. Miesiąc później, w lutym, zmarł Włoch Dal Remo Bosco. To stało się w zawodach żużla na lodzie, gdzie po karambolu Dal Remo Bosco przeleciał przez bandę i upadł na betonowe schody. Zmarł w karetce.
Żużlowy motocykl ma potężną moc
Kiedyś w żużlu nie było takich prędkości, jak obecnie (teraz przekraczają one 120 km/h na prostych), ale i też nje było takich zabezpieczeń. Każdy tor w Polsce ma dmuchane bandy i kinetyczne bandy na prostych. Do tego organizatorzy dokładają starań, by nawierzchnie były wymuskane i bezpieczne do jazdy.
To, co obecnie jest standardem, kiedyś w ogóle nie istniało, dlatego nie brakowało niebezpiecznych zajść nie tylko na zawodach, ale i na treningach. Każdy kibic żużla zna doskonale historię Mieczysława Połukarda, który zmarzł na treningu potrącony przez motocykl jednego z młodych zawodników.
O tym, że żużlowa maszyna kryje potężną moc, przekonaliśmy się boleśnie 20 lat temu. To był 20 maja 2003 roku w Grudziądzu. 14-letni adept szkółki Krzysztof Sz. próbował samodzielnie jazdy na motocyklu. Efekt był taki, że uderzył w ścianę. To uderzenie było tak potężne, że w ścianie zrobiła się dziura.
Stan 14-latka od początku był określany jako ciężki
Krzysztof niestety nie przeżył. Od początku jego stan był określany jako ciężki. Trafił na oddział intensywnej terapii szpitala w Węgrowie. Stracił dużo krwi, doznał też poważnych obrażeń czaszki.
A tak opisywał tamte zdarzenia Przegląd Sportowy. - ... w obdrapanym parku maszyn stadionu żużlowego w Grudziądzu, młody adept szkółki żużlowej, Krzysztof Sz., z impetem wjeżdża na żużlowym motocyklu w ścianę i rozbija głowę na murze. 14-letni chłopiec w stanie krytycznym trafił do szpitala specjalistycznego w Grudziądzu na oddział intensywnej opieki medycznej. Ordynator OIOM-u, Piotr Kowalski, ze smutkiem kręci głową, ma zmęczone oczy. - Chłopak ma roztrzaskaną czaszkę. Wygląda to okropnie. Stan pacjenta jest krytyczny. Podtrzymujemy go przy życiu lekami i przy pomocy specjalistycznej aparatury. Rokowania? Są złe, właściwie beznadziejne. To może być kwestia godzin.
Wieczorem nadeszła smuta informacja. Serce 14-latka przestało bić. Wcześniej matka wydała zgodę na pobranie zdrowych organów chłopca.
Kiedy zabrał się do mycia motocykla usłyszał straszny huk
Do wypadku doszło w niedzielę, kilkanaście minut przed godziną dwunastą. Na stadionie nie było w tym czasie żadnego z pracowników klubu. Drużyna GTŻ o siódmej rano wyjechała na zaległy mecz drugiej ligi w Krakowie. Kilka minut po godzinie 11 do parku maszyn weszli dwaj chłopcy - 16-letni Radosław S. pseudonim "Dymek" i dwa lata młodszy Krzysztof Sz. Za pomocą podrobionego klucza dostali się do garażu, w którym przetrzymywane są motocykle szkółki żużlowej. Co było dalej? Tu wersje się różnią. - Chłopcy weszli do parku maszyn z zamiarem wyczyszczenia motocykli. Starszy z nich przejechał się po parkingu, zrobił kilka kółek i zsiadł. Kiedy zabrał się do mycia innego motocykla, usłyszał huk. Okazało się, że młodszy chłopiec wsiadł na motor i uderzył w mur - relacjonuje nadkomisarz Janusz Brodziński z komendy w Grudziądzu.
- Teraz staramy się ustalić, skąd chłopcy mieli klucz, kto ponosi winę za wypadek, czy nie mieliśmy do czynienia z zaniedbaniem ze strony klubu. Na razie jest za wcześnie na wyciąganie jakichkolwiek wniosków - dodaje.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje