Sebastian Brucheiser pochodził z bardzo żużlowej rodziny. Jeśli mówimy czasem o dzieciach górników czy rolników, że są niejako skazane na kierowanie swojego życia zawodowego po śladach swych przodków, to co dopiero powiedzieć o młodym zawodniku, który miał w swej rodzinie aż czterech żużlowców! Najsłyniejszy Brucheiser - Jacek po zakończeniu kariery został zresztą miejscowym toromistrzem, doglądał porządku ostrowskiego toru. Presja na nastolatku od początku była ogromna. Sebastian Brucheiser nigdy nie należał do największych gwiazd czarnego sportu. Udawało mu się jednak solidnie reprezentować swój macierzysty klub jako młodzieżowiec, najpierw na pierwszo-, a potem drugoligowych torach. Jako 20-latek zdobył swój największy indywidualny sukces, piątą pozycję w MIMP. W kolejnym sezonie przeniósł się do Orła Łódź, ale jeszcze przed jego końcem zdecydował się zawiesić karierę. Wrócił do czarnego sportu już półtora roku później. - Zbyt wiele poświęciłem dla żużla żeby tak to wszystko zostawić. Kocham ten sport i bardzo mi go brakuje. Czuję się świetnie zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Jestem gotowy do wyjazdu na tor i nie mogę się już doczekać pierwszego treningu - mówił Sportowym Faktom. Odjechał 2 sezony, w tym najlepszy w swej karierze 2011 po czym zupełnie dał sobie spokój ze speedwayem. Sebastian Brucheiser - ludzie okrzyknęli go mordercą W 2016 roku znaleziono ciało jego partnerki, matki ich 2-letniego dziecka. Policja zatrzymała Brucheisera w celu złożenia wyjaśnień. Ich związek nie należał do idealnych. Kobieta skarżyła się na jego ataki agresji, coraz głośniej mówiło się o narkotykowych problemach byłego sportowca. Opinia publiczna nie zamierzała czekać na wyrok sądu i z marszu okrzyknęła go mordercą, mimo iż Brucheiser miał niemal niezbite alibi (w momencie śmierci kobiety był w pracy), a w mieszkaniu nie znaleziono żadnych śladów mogących potwierdzać zabójstwo. Wkrótce potem wszystkie wątpliwości rozwiała sekcja zwłok, która wykazała, iż przyczyną śmierci Marioli K. z całą pewnością nie było morderstwo. Byłego ostrowskiego żużlowca oczyszczono ze wszystkich zarzutów, ale bałaganu, który niesłuszny lincz wywołał w jego głowie nie udało się już uporządkować. Niespełna pół roku później w bardzo ciężkim stanie trafił do ostrowskiego szpitala. W jego organizmie znajdowała się ogromna ilość środków odurzających. Zmarł 25 listopada 2016 roku. Przegrał wyścig z najtrudniejszym rywalem - samym sobą.