Równo trzydzieści lat temu w Bydgoszczy na świat przyszedł Patryk Dudek. Nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy jubilat zapisał się na kartach historii speedwaya, święcąc największe sukcesy z Myszką Miki na plastronie. Ja pamiętam go jeszcze jako młodego chłopaczka, który kręcił pierwsze kółka w asyście taty - Sławomira. Starszy z nich dosiadał jednak prawdziwy motocykl żużlowy, a młodszy małą motorynkę. W naszej ukochanej dyscyplinie mamy dużo rodzin, w których kontynuacja tego sportu jest dziedziczna. I tak też się stało w rodzinie Dudków. Aż szkoda, że rodzice zdecydowali się tylko na jedno dziecko, bo być może byłoby tak jak teraz jest u państwa Pawlickich. Ciężko wymienić wszystkie sukcesy Patryka Dudka, ale na pewno najcenniejsze okazały się złote medale drużynowych mistrzostw Polski z Falubazem oraz indywidualne wicemistrzostwo świata. Nigdy nie ukrywałem tego, że w drużynie ze świeżo upieczonym 30-latkiem zawsze byłem spokojny o wynik. Czasem co prawda nie wychodziło, ale taki jest sport, jednak gdyby zsumować te wszystkie jego sezony w Zielonej Górze, to sam zawodnik jest na dużym plusie. Z Patrykiem oraz całą jego rodziną przyjaźnię się tak naprawdę do dziś. Zwłaszcza z mamą Honoratą nierzadko wspominamy nasze rozmowy kontraktowe, wyjazdy oraz wspólne imprezy. Patryku, mocno trzymam kciuki za twoją karierę i za kolejne wspaniałe trzydzieści lat na owalnych torach. Rodzicom zaś gratuluję syna oraz dziękuję za wspaniałe go wychowanie i wzorowe kierowanie karierą. Drugim bohaterem mojego dzisiejszego felietonu jest też Piotr Protasiewicz. Kapitan po dłuższej przerwie spowodowanej kłopotami zdrowotnymi wrócił na tor. I to w jakim stylu! Ostatnio przy okazji spotkania w Bydgoszczy z jego sponsorem - Markiem Stachowiczem dyskutowaliśmy właśnie na ten temat. Zastanawialiśmy się wówczas czy jeszcze Piotr pojawi się na motocyklu. Zdania były podzielone, ale jak widać kapitan nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W Bydgoszczy zabrakło ścigania Jeżeli już jesteśmy w temacie Bydgoszczy, to nie mam pojęcia co się stało torem przy ulicy Sportowej. Zawsze było tam dobre ściganie, a w ostatnią niedzielę przy okazji meczu Polonii z Wilkami wyglądał on jakoś dziwnie. Ciekawe co miało na to wpływ. Upał, a może zmieniła się nawierzchnia? Żeby było jasne, nie podejrzewam nikogo o cokolwiek. Pomimo ogromnego kurzu, widowisko trzymało w napięciu do samego końca, a piętnasty bieg sędzia według mnie powinien puścić w pełnej obsadzie. Sytuacja nie była wcale jednoznaczna, a w dyscyplinie takiej jak ta, w dodatku przy wyniku na styku, trzeba dać szansę wszystkim zawodnikom. Szkoda, że arbiter kolejny raz zabawił się w "aptekarza", bo wszystko mógł rozstrzygnąć sport. Ze sportowym pozdrowieniem, Robert Dowhan