Skazany na żużel Maksym Drabik przyszedł na świat 22 lutego 1998 roku. Ścieżkę kariery w pewnym sensie wybrał za niego los, bo będąc synem tak popularnego żużlowca, jak Sławomir Drabik, ciężko chociaż nie spróbować jazdy na żużlu. On spróbował i powiedzieć, że wychodziło mu to dobrze, to jak nic nie powiedzieć. W debiutanckim sezonie, startując w barwach klubów z drugoligowego Ostrowa i pierwszoligowej Łodzi, już spisywał się bardzo dobrze, jak na swój młody wiek (miał wówczas 16 lat). Skalę talentu poznaliśmy jednak rok później. W sezonie 2015, w obliczu problemów częstochowskiego Włókniarza, Drabik parafował umowę z ekstraligową Betard Spartą Wrocław. 17-letni wówczas zawodnik pokazał na co go stać. W pierwszym roku startów w najlepszej żużlowej lidze świata, Maksym Drabik wykręcił średnią na poziomie 1,788 pkt./bieg. Na przestrzeni całego sezonu spisywał się statystycznie lepiej, niż, np. Tomasz Gollob i dużo bardziej doświadczeni Adrian Miedziński, czy Krzysztof Kasprzak. Pięć tytułów rangi mistrzostw świata 2015 rok przyniósł kilka znaczących sukcesów Drabika w innych rozgrywkach. Wraz z reprezentacją Polski zdobył pierwsze w swojej karierze złoto drużynowych mistrzostw świata juniorów. Triumfował w młodzieżowych drużynowych mistrzostwach Polski i w Brązowym Kasku. Zadebiutował też w indywidualnych mistrzostwach świata juniorów - wystartował z "dziką kartą" podczas rundy w Lublinie. Zdobył 10 punktów i zajął piąte miejsce. Kolejne lata to prognozowane pasmo sukcesów. Zgodnie z oczekiwaniami, Maksym Drabik zdobył tytuł najlepszego juniora świata i to dwukrotnie - w sezonach 2017 i 2019. W barwach reprezentacji Polski wywalczył kolejne dwa złote medale DMŚJ, triumfował też w turnieju o Srebrny Kask. Spisywał się coraz lepiej również w PGE Ekstralidze. Najlepszy, paradoksalnie, okazał się sezon 2019. Drabik był wówczas drugim najskuteczniejszym zawodnikiem Betard Sparty Wrocław, zaraz po trzykrotnym indywidualnym mistrzu świata, Taiu Woffindenie. Niestandardowy przebieg standardowej kontroli Dlaczego sezon 2019 był dla Drabika paradoksalnie najlepszy? Bo poza zdobyciem złotych medali IMŚJ, DMŚJ i srebrnego medalu drużynowych mistrzostw Polski, miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie, które pozostawiło piętno na dalszej karierze utalentowanego żużlowca. Po finale PGE Ekstraligi, w którym na torze w Lesznie rywalizowały miejscowa Unia i wrocławska Sparta, Maksym Drabik został wytypowany do kontroli antydopingowej. W jej trakcie przyznał się do przyjęcia wlewu witaminowego o litrażu przekraczającym dozwoloną objętość. Należy jednak zaznaczyć, że w próbce żużlowca nie wykryto żadnych zabronionych substancji. Dwa stracone sezony Rozpoczęła się wówczas saga, przez którą zawodnik de facto stracił dwa sezony. Dzięki sprawnej pracy prawników, którzy wykorzystywali wszystkie możliwości obrony swojego klienta, Drabik mógł startować w rozgrywkach w sezonie 2020. Niestety nie był w nich tak skuteczny, jak w latach poprzednich - zdobywał średnio ponad pół punktu mniej, niż rok wcześniej. Jazda z widmem zawieszenia, jak wydaje się z perspektywy czasu, nie była dobra dla samego zawodnika. Jak napisał w swoim oświadczeniu, które opublikował na Instagramie "(...) całkowicie straciłem chęć motywację i zaangażowanie (...). Straciłem wszystkie dobre emocje, które kierowałem do tej dyscypliny, życie wewnątrz przyprawiało mnie o irytację i niechęć." Dlatego też Drabik sezon skończył na początku września po nieudanym meczu w Grudziądzu. Niespełna dwa miesiące później, 30 października 2020 roku, Maksym Drabik został zawieszony, a 2 lutego 2021 roku Panel Dyscyplinarny przy POLADA wydał wyrok w sprawie żużlowca. Został on zawieszony na rok. Polska Agencja Antydopingowa odwołała się od werdyktu, żądając wydłużenia okresu karencji do dwóch lat, jednak Panel Dyscyplinarny odrzucił odwołanie i utrzymał karę rocznego zawieszenia. Powrót = dominacja? Drabik nie jest pierwszym zawodnikiem, który wraca po okresie zawieszenia. Wcześniej pauzowali m.in. Darcy Ward, Patryk Dudek, czy Grigorij Łaguta. Cała trójka ma jeden wspólny mianownik - po powrocie byli nie do zatrzymania. Znajdowali się w jeszcze lepszej formie, niż przed wymuszoną przerwą, a już wtedy byli zawodnikami z najwyższej półki. Czy z Drabikiem będzie podobnie? Nie przekonamy się dopóki nie wyjedzie na tor. Wydaje się jednak, że warunki do tego będzie miał znakomite. Podpisał kontrakt z aktualnymi drużynowymi wicemistrzami Polski, czyli z Motorem Lublin - jednym z najbogatszych, jeśli nie najbogatszym klubem żużlowym w Polsce, a co za tym idzie, również na świecie. O finanse nie będzie więc musiał się raczej martwić. Pytanie, co ze sferą mentalną wciąż młodego zawodnika. Sam przyznawał, że w trakcie sezonu 2020 "stracił wszystkie dobre emocje, które kierował do tej dyscypliny". Nie wiadomo, czy je odzyskał, ale wydaje się, że Motor wydaje się być dobrym wyborem również w tym aspekcie. Choć na Lubelszczyźnie aspiracje są nie mniejsze, niż we Wrocławiu, czyli w poprzednim klubie Drabika, to wydaje się, że parcie na wynik jest mniejsze, a środowisko bardziej wspierające.