Niespodziewany zwrot akcji. Legenda nie kończy kariery
- Najlepsze lata mam już dawno za sobą. W najbliższym czasie podejmę decyzję, co dalej z moją karierą – wyjawił Grzegorz Walasek 22 września na antenie Canal+. Wydawało się, że legenda po 31 latach jazdy powie „pas” i skupi się na pracy z zielonogórskimi adeptami. Tymczasem 48-latek zaskoczył wszystkich, podpisując kontrakt w Opolu. W szczycie swojej kariery Walasek był jednym z czołowych żużlowców w Polsce. Wychowanek Falubazu zdobył wszystkie najważniejsze trofea na arenie krajowej. Choć ma bardzo bogate CV, z roku na rok sportowo gaśnie w oczach.
Mówią, że Grzegorz Walasek jest krnąbrny. Kiedyś jednak przyznał, że stał się taki, bo w innym razie nie poradziłby sobie w żużlu. Sam zainteresowany twierdzi, że nauczył się tego od prezesów. Choć trener Falubazu Jan Grabowski trzykrotnie go wyrzucał, to ten w końcu przekonał szkoleniowca i zapisał się na kartach historii.
Przywiózł dwa zera, bo nie chciał całować Cieślaka
Walasek na arenie krajowej zdobył wszystko, co najważniejsze. W szczytowym momencie kariery wygrał indywidualne mistrzostwo Polski w Częstochowie (2004). Rok wcześniej na tym samym torze zgarnął drużynowe złoto z Włókniarzem. Ten sam wyczyn powtórzył 5 lat później w barwach macierzystego Falubazu.
Kiedy był na fali, to świętował dwa drużynowe mistrzostwa świata z reprezentacją Polski. Pierwsze złoto zdobyli w 2005 roku, lecz dwa lata później Walasek niespecjalnie pomógł kadrze. Żużlowcy skopiowali Francuzów, którzy przed każdym meczem na wygranym mundialu całowali Fabiena Bartheza w czoło. Walasek krzywił się na samą myśl pocałowania łysiny trenera Marka Cieślaka i w konsekwencji przywiózł tylko dwa zera.
Te słowa podbiły internet, Walasek był na ustach wszystkich
Nie miało to jednak większego znaczenia, kiedy w 2007 roku odbierał z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego Złoty Krzyż Zasługi. W środowisku żużlowym znany jest nie tylko z osiągnięć na torze, ale także z barwnych wypowiedzi. U niego zawsze było tak, że co w sercu, to na języku.
Największą sławę zdobyło nagranie, kiedy Nickiego Pedersena publicznie nazwał "kawałem szmaty". Nigdy nie gryzł się w język i nie dusił emocji w sobie. Często musiał płacić za to wysoką cenę, kiedy pewne słowa nie podobały się ludziom u szczytu władzy.
Miał kończyć karierę, a potem ogłosił to
Wydawało się, że awans z INNPRO ROW-em Rybnik do PGE Ekstraligi będzie idealnym zwieńczeniem kariery. Sam zawodnik puścił oko w stronę kibiców, kiedy w finale zrezygnował z jazdy po jednym zerze. Wszyscy byli niemal pewni, że teraz skupi się w 100% na pracy z zielonogórską młodzieżą.
- Najlepsze lata mam już dawno za sobą. W najbliższym czasie podejmę decyzję, co dalej z moją karierą. Cały sezon mam kiepski i ci młodzi chłopcy kiedyś muszą wchodzić za tych starszych zawodników. Pomagam w parkingu młodym chłopakom. Sam doradzałem trenerowi, żeby zrobił zmianę, bo szkoda biegów na te moje próby - komentował 48-latek.
Dla Walaska nie było praktycznie ofert. To efekt bardzo słabego sezonu w Metalkas 2. Ekstralidze. Wcześniej był gwiazdą Arged Malesy Ostrów, to właśnie bracia Garcarkowie i klub z Wielkopolski wyciągnęli do niego rękę, kiedy w PGE Ekstralidze był już cieniem samego siebie.
Sam zainteresowany najwidoczniej uznał, że nie chce kończyć w takim stylu. Podpisał kontrakt w Opolu, gdzie Kolejarz ma aspiracje na awans. Po raz ostatni na najniższym poziomie w Polsce ścigał się ćwierć wieku temu. Dla kibiców z drugoligowych ośrodków będzie to nie lada gratka.