Pierwszym wychowankiem Apatora, któremu udało się wywalczyć awans do Grand Prix był Tomasz Bajerski. W sezonie 2002 świetnie spisywał się on na polskim podwórku, a po sukcesie w GP Challenge polska opinia publiczna wróżyła mu zawojowanie również zagranicznych torów. Wierzono, że wreszcie zaczyna udowadniać swój potencjał - wszak w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych najpierw zaliczył najlepiej punktowany debiut w historii ligi, a następnie ustanowił niepobity po dziś dzień rekord transferowy. Bajerski przegrywał, bo ktoś ukradł głowice Niestety, pilski finał eliminacji do cyklu okazał się dla niego szczytem kariery, z którego już w kolejnym sezonie rozpoczął prędki zjazd. Debiutancki sezon zakończył na 15 pozycji w klasyfikacji generalnej (w Grand Prix brało wówczas udział 22 stałych uczestników). Bajerski awansował co prawda do półfinałów w Krsku i Avescie, lecz utrzymania w stawce nie wywalczył. Zawodnik głównych przyczyn porażki dopatrywał się w sprzęcie.- Myślę, że ciut można było wtedy dołożyć, ale naprawdę niedużo. Troszkę zostałem wtedy oszukany z silnikami, w których podmieniono głowice. Na początku sezonu korzystałem z usług jednego mechanika, potem oddałem sprzęt do innego, a gdy wróciłem do pierwszego, to powiedział, że to nie jego głowica. Że ktoś podmienił. Ale ogólnie było dobrze, może poza mniej stabilną końcówką. Walczyłem do końca i była jakaś szansa na otrzymanie dzikiej karty, ale to zawsze trudny temat - podsumował potem cytowany przez speedway.hg. Chrzanowski pasował do Grand Prix jak plastikowy kubek do szampana Nie minął rok od międzynarodowego epizodu Bajerskiego, a Apator miał już w Grand Prix kolejnego wychowanka, choć występującego już wówczas w barwach Wybrzeża Gdańsk. Po fenomenalnym challenge’u w Vojens do cyklu awansował... Tomasz Chrzanowski. Eksperci w Polsce byli podzieleni. Część z nich cieszyła się młodym Polakiem łapiącym doświadczenie wśród najlepszych, szczególnie, że kryzys formy przeżywał wówczas Tomasz Gollob. Inni bali się, że torunianin po prostu ośmieszy się i straci pewność siebie. 24-latek niemal bezpośrednio po zajęciu drugiego miejsca w eliminacjach został uhonorowany dziką kartą na turniej w Bydgoszczy. W nim spełnił się najgorszy scenariusz - za sprawą formuły knock-out i swojej słabej formy, Chrzanowski musiał zakończyć udział w zawodach po dwóch biegach. W obu dojechał do mety ostatni. Jego debiut w roli pełnoprawnego uczestnika przypadł na pierwszy sezon, w którym zrezygnowano z eliminatorów. Dzięki temu, zawodnicy mieli gwarancję wystąpienia w co najmniej 5 biegach w każdym z turniejów. Chrzanowski skorzystał z tego prawa bardzo skrupulatnie - podczas 9 rund wystartował w 45 wyścigach. Wygrał 3. W Cardiff - gdzie zajął dziewiąte miejsce - był co prawda bardzo blisko awansu do półfinału, ale pozostałe turnieje kończył w okolicach dna klasyfikacji. Dziś bez złośliwości, a czysto historycznie należy nazwać go jednym z najgorszych zawodników w historii Grand Prix. Wiesław Jaguś załatwiony przez Pedersena Do trzech razy sztuka? Tak z pewnością podtrzymywali się na duchu toruńscy kibice, gdy awans do cyklu wywalczył ich ulubieniec - związany przez całą karierę z Apatorem Wiesław Jaguś. Byli oni pewni, że po dołączeniu do grona najlepszych nie grozi mu "sodówka". Sam zawodnik deklarował spory nacisk na przygotowanie sprzętu i walkę z najlepszymi. "Mały wojownik" nie rzucał słów na wiatr. Debiutancką rundę w Lonigo zakończył na podium. Drugi turniej, rozgrywany na Stadionie Olimpijkskim we Wrocławiu, zakończył tuż za półfinałami, ale w kolejnych zawodach znów był bardzo szybki. Rozgrywano je w dobrze znanej mu z rozgrywek szwedzkiej Elitserien Ekilstunie. Po trzech seriach startów znów należał do największych faworytów do zwycięstwa. Niestety, na pierwszym wirażu szesnastej gonitwy, Nicki Pedersen kompletnie stracił panowanie nad swą maszyną i staranował jadącego po szerokiej Jagusia. Torunianin z ogromnym impetem huknął głową o tor. Mimo iż powrócił na motocykl stosunkowo szybko, to po wypadku prezentował się już o wiele słabiej. Kolejny raz potwierdziła się znana żużlowa maksyma głosząca, że najbardziej okropne nawet złamanie nie może równać się z urazem głowy. Jaguś nie był już tak zadziorny na torze, stracił pewność siebie. W Cardiff zakończył zawody z "olimpiadą". W klasyfikacji generalnej uplasował się ostatecznie na jedenastym miejscu i zapowiedział, że ze względu na wiek i stan zdrowia nie będzie już starał się o awans do stawki najlepszych żużlowców na świecie. Przedpełski pierwszą nadzieją od wystrzału Miedzińskiego Od pamiętnego sezonu 2007, toruński żużel przeżywał swoisty odwyk od Grand Prix. Co prawda na Motoarenie rokrocznie odbywają się turnieje, a zagraniczne gwiazdy reprezentujące drużynę potrafiły zdobywać nawet tytuły mistrzów świata, jednak wychowankom nie dane było uzyskać stałej przepustki do cyklu. Należy jednak zaznaczyć, że startującemu z jednorazową dziką kartą Adrianowi Miedzińskiemu udało się wygrać toruński turniej w 2013. Szansę na zdjęcie strasznej klątwy i zostanie pierwszym w historii torunianinem, który utrzyma cię w cyklu Grand Prix, otrzymał właśnie od losu Paweł Przedpełski. 27-latek wygrał przed rokiem GP Challenge w słowackiej Żarnowicy i w przyszłym roku zadebiutuje w roli stałego uczestnika cyklu.