Po rezygnacji Sylwii Smolarek reprezentacja Polski w bobslejach straciła swoją najbardziej doświadczoną pilotkę. Trener Oleg Polywacz będzie musiał wskazać jej następczynie, a w grze pozostają dwa nazwiska. - Jestem tym trochę zaskoczona. Sylwia miała swoje problemy i dlatego musiała zrezygnować. Teraz będziemy rywalizować z Julią Słupecką i z naszej dwójki zostanie wybrana pilotka. Mamy nową rozpychającą, Marikę Zandecką, która radzi sobie bardzo dobrze i będzie jeździć z nami - mówi Linda Weiszewski. Odejście Smolarek sprawia, że będzie trzeba budować naszą kobiecą dwójkę właściwie od nowa i temu mają służyć wyjazdy na tory do Norwegii i Niemiec. - Od 19 października do 15 listopada jedziemy na tor do Lillehammer. Następnie wracamy na tydzień do Polski i potem jedziemy do Winterbergu, gdzie będziemy do 6 grudnia. Tam też wystartujemy w Pucharach. Takie są nasze plany na ten rok - mówi w rozmowie z "Interią" nasza bobsleistka. - Będziemy startować też w monobobach, a ja zamierzam spróbować swoich sił w skeletonie. Trener stwierdził, że mam mocny start i powinnam się sprawdzić na torze, tak że będę debiutować w tej dyscyplinie - dodała Weiszewski. Pekin 2022 nie dla Polek Dla bobsleistki ten sezon jest niejako powrotem do kadry, bowiem mimo tego, że ma już na koncie start w Pucharze Europy, ostatnie miesiące były dla niej stracone. - Na początku radziłam sobie nieźle, ale w zeszłym roku miałam kontuzję i nie mogłam jeździć. Miałam rok przerwy i do maja wróciłam do trenowania - powiedziała Polka, która jednak ma bardzo ambitne plany na przyszłość. - Chciałybyśmy powalczyć o medal na mistrzostwach Europy, a potem podążać w stronę igrzysk olimpijskich. Niestety dopiero w 2026 roku, bo teraz kwalifikacja jest właściwie nierealna. W ostatnich latach polskie bobsleje mocno podupadły. Z powodu kłopotów organizacyjnych karierę zakończył nasz najlepszy pilot Mateusz Luty i właściwie cała jego załoga, a nasza męska kadra właściwie przestałą istnieć. Wygląda na to, że teraz sytuacja zaczyna się poprawiać, na co zwraca uwagę Weiszewski. - Kupiono nam nową "dwójkę", Vlad dostał nowy skeleton, tak że wygląda na to, że podążamy dobrą drogą - mówi zawodniczka, która związana jest z Niemcami, czyli największej potęgi w sportach ślizgowych. - Tam w są o wiele większe pieniądze i dużo lepszy sprzęt. To zupełnie inna liga niż w Polsce czy w ogóle gdziekolwiek na świecie. Bobsleje nie są pierwszą dyscypliną, którą uprawia Weiszewski. Jak się okazuje, ma na koncie nawet tytuły mistrzyni świata, choć w konkurencji nieolimpijskiej. Wcześniej uprawiałam lekkoatletykę i sport pożarniczy. Miałam tytuł mistrzyni świata i też rekord świata. Niestety straciliśmy finansowanie i musiałam zrezygnować. Stwierdziłam jednak, że nie będę siedzieć i walczyć z myślami, tylko coś ze sobą zrobię i w 2019 roku trafiłam do bobslejów - wspomina. I oby w barwach kadry bobslejowej choć trochę nawiązała do tego, co udało jej się osiągnąć w sportach pożarniczych. Co takiego pociąga ją w bobslejach? - Przede wszystkim prędkość i adrenalina! To nie jest sport dla mięczaków, raczej dla szaleńców. Jest to duży fun, coś innego niż pozostałe dyscypliny - mówi Linda Wieszewski.