Wiktorowski: Praca trenera bywa niewidzialna
Podczas telewizyjnych relacji z turnieju masters WTA Championships (z pulą nagród 4,9 mln dol.) w Stambule trudno było dostrzec pracę trenerów. Widać było ich głównie siedzących na trybunach, a gdy wchodzili do akcji, na ekranie pojawiały się zwykle reklamy.

"Zdarza mi się czasem komentować mecze w Eurosporcie, więc wiem, że nikt tam nie ma podglądu na obraz z kortu podczas przerw między gemami. Komentatorzy, tak jak widzowie, mają wtedy na monitorach reklamy. Zdarza się później usłyszeć: szkoda, że trener w tym lub innym momencie nie wszedł na kort i nie pomógł zawodniczce. Niestety często właśnie wtedy miał miejsce coaching, choć w transmisji tego nie było widać" - dodał kapitan reprezentacji Polski w rozgrywkach o Fed Cup.
Od lipca towarzyszy on Agnieszce Radwańskiej, obecnie ósmej tenisistce świata, podczas turniejów. Natomiast w trakcie pobytów w domu trenuje ona ze swoim ojcem Robertem Radwańskim.
"Przerwa między gemami trwa półtorej minuty, więc w tym czasie trzeba szybko i sprawnie coś podpowiedzieć, ale musi to być realna podpowiedź. Jeśli rywalka trafia wszystko po liniach czy gra z siłą i prędkością, przy której można tylko się bronić i odpowiadać, nie sposób samemu przejąć inicjatywę. W tenisie czasem można robić tylko to, na co pozwala przeciwniczka. Jedynym uderzeniem, na jaki nie ma ona wpływu, jest serwis.
- Siedząc przed telewizorem łatwo jest teoretyzować i podpowiadać rozwiązania taktyczne. Jednak moim zadaniem, jako trenera będącego na meczu, jest analizowanie bardzo konkretnej sytuacji i zdarzeń na korcie. Muszę wiedzieć jak się Agnieszka czuje danego dnia, jak reaguje, na co ją stać i dostosowywać do jej dyspozycji i możliwości właściwe rozwiązania" - uważa Wiktorowski.
"W Stambule mogłem na przykład prosić Agnieszkę, żeby w meczu przeciwko Petrze Kvitovej mocniej serwowała, grając pierwsze podanie ponad 170 km/godz. Ale to było bez sensu biorąc pod uwagę jej kłopoty z barkiem. Gdyby to robiła, to prawdopodobnie nie udałoby się jej dokończyć tego meczu i na koniec znowu złapałaby poważną kontuzję, która uniemożliwiłaby dobre przygotowanie do następnego sezonu.
- Jedyne co było można wtedy zrealizować, to starać się jak najbardziej trafiać "jedynki" w punkt, ale z mniejszą prędkością, bo na większą nie było jej wtedy stać. Można też było, w miarę możliwości, przejmować inicjatywę, bo gdy tylko Czeszka miała chwilę czasu żeby się ustawić, to znaczna większość punktów padała jej łupem. To jej mówiłem przy stanie 5:4 w pierwszym secie. Moje podpowiedzi muszą być więc zawsze realne i podsuwać coś, co ona może zrobić w danej chwili. Nie może to być teoretyzowanie" - dodał.
Radwańska w Stambule zajęła trzecie miejsce w Grupie Czerwonej. Gdyby zdołała wygrać seta przeciwko Czeszce, to byłaby druga i awansowałaby do półfinału. Od sierpnia zmaga się z urazem barku, który w wyniku przeciążeń jest nieco przesunięty do przodu, a ostatnio nasilił się jego ból.
"To normalne, szczególnie pod koniec sezonu, że zawodniczka jest trochę przemęczona i nie chodzi tylko o bark. Nikt z nas jednak nie chodzi do mediów, nie opowiada o mniej widocznych urazach i problemach. Trzeba sprawiać jak najlepsze wrażenie, żeby rywalki nie wiedziały o słabych punktach, bo od razu je wykorzystają. Na szczęście już jest po wszystkim, są wakacje i Agnieszka ma teraz trochę czasu na odpoczynek i ćwiczenia, które pozwolą przygotować organizm do nowego sezonu" - powiedział Wiktorowski, kapitan reprezentacji Polski w rozgrywkach o Fed Cup.
INTERIA.PL/PAP
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje