- Taki mecz jak dzisiaj na pewno dodaje wiary w siebie, bo brakowało mi ostatnio pewności gry. Nie będę mówił co było nie do końca dobre w moim wykonaniu, a co tak, bo najważniejsze jest, że znów wygrałem mecz. Obecnie liczą się przede wszystkim zwycięstwa, których mi brakowało, a nie styl. Można przecież ładnie grać i przegrać, a wtedy są frustracje i rozgoryczenie - powiedział po awansie Janowicz. Początek meczu nie zachwycał, a obaj zawodnicy w pierwszych czterech gemach nie zdołali utrzymać swoich serwisów. Później jednak grali coraz lepiej i doszło do tie-breaka, wygranego przez łodzianina 7-4. Taki sam rezultat pojawił się na tablicy wyników w drugim secie. W nim Janowicz przegrał na otwarcie swojego gema, ale wybronił się ze stanu 1:3 i ponownie okazał się lepszy w dodatkowej rozgrywce. Niebezpiecznie się zrobiło na otwarcie trzeciego seta, bowiem Nieminen wyszedł na prowadzenie 3:0. Jednak pięć kolejnych gemów należało do Polaka. Finowi udało się jeszcze utrzymać swojego gema, ale w następnym nie zdołał się wybronić już przy pierwszym meczbolu, po dwóch godzinach i 14 minutach. - Jarkko znam bardzo dobrze i to od dawna. To typowy walczak, który nie odpuszcza żadnej piłki i zawsze będzie biegał za nimi do upadłego. Jest solidny, regularny, dobrze biega, skraca kort zawsze w odpowiednim momencie i nigdy się nie poddaje, ale w jego grze nie ma nic zaskakującego. Bałem się trochę tego meczu, bo wciąż brakuje mi pewności gry, którą dopiero stopniowo odbudowuję. Do tego potrzeba jak najwięcej zwycięstw i tyle - powiedział Janowicz. - Ile mi brakuje do Janowicza? To dziwne pytanie i wolałbym nie spekulować. Jestem Jerzy Janowicz i to chyba powinno wystarczyć za odpowiedź. Nie lubię takiego gdybania i nie zamierzam analizować takich rzeczy. Poza tym wciąż uważam, że mój najlepszy tenis jest wciąż przede mną, więc mija się z celem porównywanie do przeszłości - dodał. Janowicz pokonał Tsongę 6:4,7:6 (7-5) w ich jedynym dotychczasowym pojedynku, przed rokiem na korcie ziemnym w Rzymie. Tym razem jednak przeciwko sobie będzie miał kilkutysięczną francuską widownię, znaną z szowinizmu i bardzo agresywnego kibicowania. - Grałem z nim już, więc wiem czego się spodziewać. Na pewno czeka mnie ciężki mecz, bardzo wyrównany. Ale chyba jednak bardziej obawiałem się dzisiejszego spotkania z Jarkko, bo zbyt dobrze się znamy. Myślę, że nie będzie mi przeszkadzać publiczność, bo przerabiałem to już w 2012 roku w hali Bercy. Tam, szczególnie podczas półfinału z Gillesem Simonem, zetknąłem się z ich dopingiem. Można to przeżyć - uważa łodzianin. Początkowo Janowicz zgłosił się też w Paryżu do gry w deblu, ale ostatecznie się wycofał. - Tak, zgłosiłem się razem z Mateuszem Kowalczykiem, żeby sprawdzić jaki jest cut off do drabinki. Jest tak, że jeśli jeden z zawodników się po zamknięciu listy wycofa, to ten drugi może znaleźć jeszcze partnera w ostatniej chwili z niższym trochę rankingiem. Jednak od początku nie zamierzałem tu występować w deblu - powiedział Janowicz. Do trzeciej rundy Roland Garros awansowała także Agnieszka Radwańska (nr 3.), ubiegłoroczna ćwierćfinalistka tej imprezy. Krakowianka wygrała z Czeszką Karoliną Pliskovą 6:3, 6:4 i teraz spotka się w piątek z Chorwatką Alją Tomjanović, 72. na świecie. Polska jest najwyżej notowaną zawodniczką jaka dotarła do trzeciej rundy paryskiej imprezy. Odpadły już bowiem Amerykanka Serena Williams (nr 1.) w drugiej oraz Chinka Na Li (2.) w pierwszej. Z Paryża Tomasz Dobiecki