Partner merytoryczny: Eleven Sports

Debliści nie muszą być jak małżeństwo

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski to dwójka tenisistów o odmiennych charakterach, które czasem rodzą konflikty - uważa Radosław Szymanik.

/AFP

- Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że debel przypomina dobre małżeństwo. Oni naprawdę rozumieją się, lubią się, choć są zupełnie innymi ludźmi. Marcin ma bardziej charakter dyktatorski, lubi być przywódcą i rządzić, a Mariusz jest trochę bardziej uległy. Ale to nie znaczy, że w pełni się dostosowuje do tego, co Marcin powie, bo też ma swoje zdanie, aczkolwiek w inny sposób je pokazuje - powiedział Radosław Szymanik.

Kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa w ostatnich miesiącach roku podróżował z deblistami i pomógł im zakwalifikować się do kończącego sezon turnieju ATP World Tour Finals w Londynie.

- Jeśli wygrywają i są na fali, to sami sobie dają radę. Problem się pojawia, gdy przychodzą porażki, bo wtedy ma się pretensje nie tylko do siebie, ale i do partnera. Napięcie między nimi przenosi się poza kort i tutaj zaczynają się sprawy, które ja pomagam im rozwiązać - powiedział Szymanik.

- Często jest tak, że mecz omawiamy wspólnie, ale niektóre sprawy omawiamy indywidualnie i myślę, że jest to dla nich ważne, bo mogą się komuś wygadać. Będąc tylko we dwójkę, w ogromnym stresie, nie zawsze potrafią powiedzieć do siebie słowa, które chcieliby powiedzieć - dodał.

W poprzednich sezonach Szymanik współpracował już okresowo z Fyrstenbergiem i Matkowskim. Wówczas mieszkał podczas turniejów w jednym pokoju, najczęściej z Mariuszem.

- To nie było dobre, bo gdy spędzaliśmy mnóstwo czasu razem, chcąc nie chcąc, gdzieś mogło następować zmęczenie materiału. Dlatego teraz ustaliliśmy pewną niezależność, więc każdy ma oddzielny pokój. Czyli jeżeli ktoś nie ma humoru i chciałby w inny sposób spędzić czas, to może to robić - powiedział trener.

Jednym z ulubionych sposobów na rozładowanie napięcia są zakłady o banalne rzeczy, jak to kto niesie torby kolegów w drodze na korty, kto podaje im obiad, a czasem stawką jest pięć dolarów.

- Są też wspólne kolacje, na których chłopcy często wspominają dawne mecze grane przeciwko sobie, czasem nawet kłócą się o wynik, o to czy konkretna piłka była dobra czy autowa. Natomiast jeżeli chodzi o program "atrakcji turystycznych" na turniejach to specjalistką od tego jest żona Mariusza. Przyjeżdżając na turniej ma listę opracowaną i każdego dnia chodzą i oglądają coś - powiedział Szymanik.

- Marcin jest fanem polityki i książek sensacyjno-przygodowych. Bardzo dużo czyta, także w internecie i jest biegle zorientowany w sytuacji politycznej nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Myślę, że po zakończeniu kariery będzie mógł pójść w tym kierunku, bo jest to jego konik. Do tego jest fanem filmów, więc wskaże i zawsze dobrą książkę czy autora, ale spokojnie mógłby być też krytykiem filmowym w niejednym czasopiśmie. Na przykład będąc w tym roku w Chinach kupił 88 filmów - dodał.

Fyrstenberg i Matkowski tworzą jeden z czołowych debli świata od kilku sezonów, a na dobre wspólną grę rozpoczęli w 2003 roku. Wygrali dziesięć turniejów ATP, trzykrotnie wystąpili w turnieju masters, a w Wielkim Szlemie najdalej doszli do półfinału w Australian Open w 2006 roku.

- Na korcie są ze sobą na dobre i na złe, a nie zawsze zdarza się, że obydwaj wychodzą na mecz w optymalnej dyspozycji psychicznej i fizycznej. Zdarza się, że ktoś się źle czuje, czy gra z chorobą, tak jak Marcin w październiku w Kuala Lumpur. Przez cały tydzień brał antybiotyki przepisane przez lekarza, bo miał zapalenie oskrzeli. Mimo to wygrali turniej, co jest ewenementem - powiedział Szymanik.

- Po meczu przyznał, że już po secie czuł się, jakby walec po nim przyjechał. Marcin na wpół żywy, a Mariusz wiedział o tym, ale musieli udawać przed przeciwnikami, że wszystko jest ok, dlatego Mariusz musiał brać na swoje barki ciężar gry. Mogli skreczować, ale to jest wzajemna odpowiedzialność, bo Marcin wiedział, że przylecieli tam razem i jeśli jest w stanie wyjść na kort, a lekarz mu nie zabronił, to gra do końca.

Czytaj także:

INTERIA.PL/PAP

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje