Znakomitej Polce opłacała się wyprawa do Kataru. Nawet w roli rezerwowej. Za samą gotowość rozegrania meczu na wypadek czyjejś kontuzji Radwańska dostała 50 tys. "dolców". Tyle samo otrzymała Nadia Pietrowa, która wskoczyła na miejsce Sereny Williams, by zmierzyć się z Dementiewą (i poległa). Szejkowie z Kataru są na tyle szczodrzy, że za każdą wygraną, nawet w grupie płacą tenisistce aż 200 tys. dolarów (dla porównania cały turniej Salwator Cup, który i tak jak na Polskę ma wysoką pule nagród - oferuje wszystkim tenisistkom do podziału jedynie 100 tys. dolarów). Z pewnością był to najpożyteczniejszy piątek w życiu Agnieszki Radwański. Wygrywając mecz o czapkę gruszek (nie decydował on o awansie do fazy pucharowej). Tak naprawdę była to jednak nagroda dla miłej i skromnej krakowianki za harówkę przez cały rok. Harówkę, dzięki której załapała się na miejsce rezerwowe turnieju w Dausze. Dlatego czapki z głów przed "Isią".