Polka ujawnia zaskakujące informacje. Nie do wiary, co dzieje się w skokach narciarskich
Po kompromitującej wpadce z kombinezonami Norwegów na mistrzostwach świata w Trondheim władze FIS robią wszystko, aby uniknąć podobnych incydentów w sezonie olimpijskim. Wprowadzono kilka zmian, w tym m.in. kartki za wpadki przy sprzęcie. Drużyny jednak znalazły już sposób, aby uniknąć kar. Szczegóły w rozmowie z WP SportoweFakty ujawniła Agnieszka Baczkowska.

Afera kombinezonowa, która wybuchła podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim, wstrząsnęła całym środowiskiem skoków. Odkrycie, że część norweskich zawodników miała wszyte w kombinezony specjalne sznurki, stało się jedną z największych kompromitacji w historii dyscypliny. Choć zawieszeni Norwegowie wrócili już do rywalizacji, emocje po tamtym skandalu wciąż nie opadły, a federacja robi wszystko, by podobna sytuacja nie powtórzyła się w roku olimpijskim.
Zmiany przepisów i już takie "rozwiązania". Agnieszka Baczkowska ujawnia, jak drużyny w skokach narciarskich próbują obejść żółte i czerwone kartki
Za nami pięć konkursów indywidualnych Pucharu Świata, rozegranych w Lillehammer, Falun i Ruce, gdzie po raz pierwszy w sezonie 2025/2026 odwołano zawody. To właśnie w trakcie tego cyklu odbędzie się najważniejsza impreza od lat - igrzyska olimpijskie. Dlatego władze PŚ zaostrzyły przepisy, a kontrolerzy sprzętu działają bardziej stanowczo niż kiedykolwiek.
Agnieszka Baczkowska, kontrolerka sprzętu, przyznaje, że nadzór nad kombinezonami przeszedł znaczącą ewolucję. "Przepisy i funkcjonowanie kontroli były testowane już latem. Zimą doszły tylko kartki. Teamy bardziej się pilnują, ale żółte kartki nadal się pojawiają. Skądś się one biorą" - oznajmiła w rozmowie z WP SportoweFakty.
Jednym z pierwszych przykładów nowych realiów była sytuacja z kwalifikacji w Falun, gdy Kristoffer Eriksen Sundal niespodziewanie wycofał się ze startu z powodu... pękniętego zamka. Norweg bał się, że przystąpienie do skoku skończyłoby się karą. Zdaniem Agnieszki Baczkowskiej drużyny tak od tej pory będą starały się "obejść przepisy" i uniknąć kar.
"Rzeczywiście teamy przyjmują teraz taktykę, że jeśli nie jesteś pewien sprzętu, to uciekaj, gdyż wtedy wpisany jest tylko DNS. Dyskwalifikacja mogłaby z kolei skutkować żółtą kartką. Jeżeli zawodnik siada na belce, wiedząc, że ma zepsuty zamek, to znaczy, że świadomie łamie przepisy. Jeśli uszkodzi się on w trakcie lotu, to jest to zupełnie inna sytuacja" - wyjawiła.
Polka stanowczo odparła też zarzuty, że kontrolerzy boją się karać czołowe nacje. "Nie ma znaczenia, z jakiego kraju jest skoczek. Jeśli sprzęt jest nieprzepisowy, są konsekwencje. Duże teamy po prostu lepiej radzą sobie z przygotowaniem" - podsumowała.












