Kluczowe wieści ws. Usyka. Komunikat dotarł do Polski. Zwrot akcji z Ukraińcem
Ołeksandr Usyk przez jakiś czas trzymał kibiców w niepewności, jeśli chodzi o plany odnośnie dalszej kariery. Pojawiły się nawet pogłoski, że do niedawna niekwestionowany mistrz świata wagi ciężkiej w momencie trzeciego w karierze sportowego spełnienia odwiesi rękawice na kołek, ale 38-latek wciąż będzie wojował. Gdy odmówił starcia z obowiązkowym pretendentem Fabio Wardleyem, wakując pas federacji WBO, pojawiło się wiele pytań. Decyzję przyniósł kongres WBC w Tajlandii, gdzie Ukrainiec wyruszył z misją.

Dla Ołeksanda Usyka już nic więcej nie ma do wygrania w boksie zawodowym. Ukrainiec "posprzątał" wszystko, co stało na jego bokserskim szlaku. Najpierw zdominował kategorię junior ciężką, a gdy w niej "przeszedł grę", ruszył na poletko najcięższych i najmocniej bijących pięściarzy świata. Doskonale wiedział, że to waga ciężka odciska największe piętno na sportowej spuściźnie.
Usyk kontra Wilder. Gigant i były mistrz, Ukrainiec ma się czego obawiać?
I dokonał rzeczy niebywałych, jakich w tym wieku świat boksu jeszcze nie widział. Najpierw, w starciu z Tysonem Furym, zgromadził wszystkie cztery prestiżowe pasy wagi ciężkiej plus tytuł magazynu The Ring. A później tę sztukę powtórzył, gdy postanowił odbić utracony, podobnie jak w najnowszej historii, tytuł IBF. Stanął raz jeszcze w szranki z Danielem Duboisem i po raz trzeci w karierze zawodowej został legendą.
Nieoficjalnie mówi się, że drogi Usyka z jego wieloletnim promotorem i przyjacielem Ołeksandrem Krasjukiem dlatego się rozeszły, iż ten drugi nie chciał już, aby pięściarz ryzykował utratę zera w rekordzie. Wszak czas dla wszystkich nieubłaganie płynie. Mistrz olimpijski z Londynu uważa jednak, że z pomocą polskiego naukowca dr Jakuba Chyckiego jest w stanie bazować jeszcze na tych rezerwach, które przez lata pozostawały niewykorzystane.
Gdy odmówił starcia z Wardleyem, lecząc kontuzję pleców, pojawiły się pytania, jakim teraz pójdzie tropem. Już wcześniej wspominał, że chętnie stoczy tzw. freak fight, z tym że Jake Paul jest teraz "zablokowany" przez Anthony'ego Joshuę. Wobec powyższego uznał, że na razie chce pozostać na czysto pięściarskim kursie i wykoncypował sobie, że na rozkładzie potrzebuje kolejnego, głośnego nazwiska.
Usyk ogłosił, że w najbliższej walce chce zmierzyć się z Deontayem Wilderem. Amerykanin jest już cieniem siebie z najlepszych lat, został mu tylko nokautujący cios, ale jego nazwisko będzie efektownie wyglądać w "rekordzie". To dlatego wyruszył do Bangkoku, stolicy Tajlandii, aby na corocznym kongresie WBC powalczyć o swoje interesy.
Najważniejsze było jednak to, jak na jego zapędy zareaguje szef tej organizacji, Mauricio Sulaiman. I doczekał się decyzji, która w stu procentach wychodzi mu naprzeciw, a wiadomość dotarła już także do kibiców pięściarza w naszym kraju, w osobie Polaków i mnóstwa mieszkających u nas jego rodaków.
Usyk złożył wniosek dotyczący zgody na dobrowolną obronę, który został rozpatrzony pozytywnie. Wilder jest w naszym rankingu wysoko (13. miejsce - przyp.), może więc dojść do ich pojedynku o trofeum WBC
Do walki obecnego z byłym mistrzem świata miałoby dojść w pierwszej połowie 2026 roku, mówi się o gali na terytorium Stanów Zjednoczonych. Szef sztabu trenerskiego Ukraińca, jego rodak Sergiej Łapin już podbija bębenek, zwracając właśnie uwagę na to, że tak gorące nazwisko, jak to "jednego z najgroźniejszych puncherów tej ery", jest na wagę złota w bokserskim CV Usyka.
Co ważne, obóz Wildera z aprobatą podszedł do tej propozycji, zatem oficjalnie można powiedzieć, że "rękawice zostały rzucone" z obu stron.













