- Apetyty nasze, kibiców i trenerów były większe - powiedział tuż po konkursie Kubacki. - Zaważył na tym mój pierwszy nieudany skok. Był mocno zepsuty i takiej straty punktowej nie da się odrobić - wyjaśnił przyczynę dopiero piątego miejsca polskiej ekipy. - Jedyny plus jest taki, że na drugą serię potrafiłem się zmobilizować i oddałem normalny skok - dodał Dawid. Kubacki wyjaśnił powody krótkiego (111 m) pierwszego skoku. - Przede wszystkim był mocno spóźniony. Przy tych warunkach i przy tym rozbiegu ciężko jest później walczyć o metry, bo nie ma prędkości ani wysokości. Takie błędy przy tych warunkach nie są wybaczane - powiedział. Nasz skoczek nie ukrywa, że bierze winę za piąte miejsce drużyny na siebie. - Nie będę się wypierał i zwalał winy na kogoś. Zepsułem - podkreślił. Kubacki opowiedział, że zawodnikom przeszkadzał w sobotę mocny wiatr z tyłu. - Wtedy każdy błąd, który się wykona na progu i w powietrzu, potęguje się i jest to nie odrobienia w powietrzu - wyjaśnił. Opowiedział też, co robią skoczkowie w długim oczekiwaniu (w Zakopanem od piątku - red.) na poprawę pogody i możliwość skakania. - Staramy się jakoś umilić sobie ten czas, czymś się zająć, odpocząć. Tak naprawdę nie mamy tu nic innego do roboty, przyjechaliśmy skakać - powiedział. Zapewnił, że w piątek nie było możliwości świętowania urodzin Piotra Żyły. - Jest zbyt mało czasu między zawodami, żeby można było sobie pozwolić na coś takiego. Na co Kubacki liczy w niedzielę? - Na dwa dobre skoki. Jakie da to miejsce, zobaczymy później - podsumował. Z Zakopanego Waldemar Stelmach